Stanisław Skoczeń
20. marca 2011 r.
...Dzisiaj przekazano mi telefonicznie wiadomość, że wczoraj (?) zmarł Staszek Skoczeń. Był współautorem "Astronawigacji żeglarskiej", autorem pięknych zdjęć jachtów i z jachtów, długoletnim przewodniczącym katowickiego zespołu CKE na stopnie kapitańskie. Trochę za dużo ostatnio smutnych wiadomości... Pozdrawiam, Zygmunt Biernacik.
Stanisław Skoczeń. Żeglarz i fotografik. Od 1958 roku żeglował jako jachtowy kapitan żeglugi wielkiej. Autor albumu fotograficznego Spod żagla i współautor podręcznika Astronawigacja żeglarska. Międzynarodowa organizacja - Federation Internationale de L'Art Photographique - nadała mu tytuł Artiste Fiap w 1960 roku, a Ministerstwo Kultury i Sztuki uhonorowało go I nagrodą za całość prac o tematyce żeglarskiej w roku 1967. Przez kilkanaście lat prowadził Katowicką Komisję Egzaminacyjną na stopień jachtowego kapitana żeglugi wielkiej.
Wielki smutek opanował mnie na wiadomość zamieszczoną na portalu o Jego śmierci... Czytaj dalej.
Był to mój pierwszy Kapitan, z którym po raz pierwszy wypłynąłem na pełne morze. Czas już zamierzchły, bo był to lipiec roku 1959, a jacht naszego klubu s/y "Witeź II", który kilka dni wcześniej wrócił z słynnego rejsu do Islandii. Może się mylę, ale chyba był to pierwszy kapitański rejs Stanisława Skoczenia, bowiem szlify kapitańskie zdobył w 1958 roku. Oczywiście nie wiedziałem, że mam do czynienia z Artystą Fotografikiem, który bardzo często w czasie rejsu wyciągał sprzęt i fotografował. Część tych fotografii zobaczyłem w Jego albumie "spod żagla", które na moich oczach wykonywał. Czasami nawiedzała mnie myśl, że wykonywanie takich fotografii to rzecz prosta z jednym małym zastrzeżeniem: trzeba mieć w sobie takie coś, aby widzieć otoczenie w sposób szczególny i wtedy zostaje się Artystą. Mnie to nie było niestety dane. Jednak patrząc na Jego fotogramy z wystaw zawsze Go widzę z aparatem na Witeziu.
Jako Kapitan był dla mnie wzorem, a po nim chyba miałem tę cechę, że przy pierwszym sztormie po długim pobycie na lądzie całe życie (byłem marynarzem-mechanikiem) oddawałem czołobitną cześć Neptunowi kornie pochylając się przy zawietrznej burcie, a potem szło jak z płatka.
P.S. W albumie rozpoznaję fotogramy z rejsu Witezia: Kamienny poler w Kołobrzegu (już ich nie ma, zatem fota archiwalna), pokład dziobowy z otwartą klapą forpiku i zdejmowanie foka na dziobie (ten rozkraczony to raczej pewne, że ja ).
To tych parę wspomnień po wspaniałym Kapitanie - Artyście Fotografiku, a moim pierwszym Kapitanie.
Izydor Węcławowicz