Adam Barcz (1959 - 2001)


     "Każ mi przyjść do siebie po wodzie, przez wodę matkę życia, żywioł śmierci, obmycia... pozwól mi przyjść..." - te słowa poety ks. Janusza Pasierba wypisano ku pamięci ks. Adama Barcza, który 1 sierpnia br. nie powrócił ze swojego ostatniego rejsu.
Żeglarstwo zaczynał jako 13-letni chłopak w kuźni żeglarskich talentów jaką był w latach 1970-tych szczeciński Harcerski Ośrodek Morski. Później, w okresie studenckim, związał się z Jacht Klubem AZS, pływał jednak na wielu jachtach różnych klubów. Wszędzie był lubiany i zapraszany.
Zdobywał kolejne stopnie żeglarskie, był instruktorem, startował z zapałem w regatach.
Najczęściej pływał na Carterach. "Żak", "Kliper", "Dick", "Umbriaga", "Bonito" - te łódki, z udziałem Adama, wygrywały regaty, zajmowały medalowe miejsca w mistrzostwach.
W r. 1979 rzucił studia politechniczne i wstąpił do zgromadzenia zakonnego Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej.
Seminarium, studia na KUL-u nie przerwały jego pasji żeglarskiej .W r 1984 , jeszcze jako kleryk, uzyskał uprawnienia kapitańskie.
Po otrzymaniu w 1986 r święceń kapłańskich rozpoczął pracę duszpasterską. jako wikariusz parafii w Stargardzie (1986-89) a potem proboszcz we Władysławowie (1989-91). Nadal nie przestał udzielać się jako instruktor żeglarstwa i kapitan jachtowy. W 1989 r prowadząc "Żaka" zdobył kolejne wicemistrzostwo Polski w klasie Carter.

Ostatnie lata przebywał w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie jako proboszcz kolejno w Chatham, Portland i ostatnio w Calgary. Po pobycie w Chatham poświęcił rok na studia w U.S.A. w St. Louis, Missouri. W czasie swojego pobytu w Ameryce Północnej był powszechnie lubianym duszpasterzem polonijnym. Dzięki pogodzie ducha i bezpośredniości obycia miał szczególnie dobry kontakt z młodzieżą. Organizował drużyny harcerskie, wyjeżdżał z nimi na obozy w Ameryce i w Polsce, pełnił funkcję kapelana Chorągwi Harcerzy na Kanadę. Przez Polonię w Calgary został uznany Człowiekiem Roku 2000. Ostatnio, w lipcu bieżącego roku, na X Kapitule Generalnej Zgromadzenia zakonnego został mianowany wiceprowicjałem Zgromadzenia Chrystusowców na Amerykę Północną.

W czasie pobytu na kontynencie amerykańskim żeglował trochę na Wielkich Jeziorach, ale co roku, jak tylko to było możliwe, wracał na Bałtyk i Zalew Szczeciński. by spędzić choć kilka dni pod żaglami wśród przyjaciół, na swoim akwenie.. Dzięki temu i ja miałem okazję by popłynąć z nim w krótki rejs i przekonać się jak sprawnym i wszechstronnym był żeglarzem oraz miłym kompanem na deku.

Także w tym roku przyjechał do Kraju na konferencję zakonną i urlop, który zaczął spędzać na wodzie. Na początku dołączył do załogi przyjaciela i na jachcie "Ebi" (Scorpius) wspólnie zwyciężyli w nowych międzynarodowych regatach na Bałtyku "4 Corners Race".

Dziesięć dni później przejął jacht i wyruszył na żeglugę wypoczynkową z kolegami zakonnikami. Z tego rejsu już nie wrócił. W pobliżu portu Stepnica, przy spokojnych warunkach pogodowych nagle zasłabł i wypadł za burtę. Udzielonej pomocy już nie przyjął.

Na cmentarzu w Szczecinie-Zdroje wśród wielkich tłumów żegnały go trzy wielkie rodziny, do których należał - najbliżsi krewni i przyjaciele, rodzina zakonna, parafialna z delegacjami z wszystkich miejsc, w których pracował, i rodzina żeglarska. W niedzielę 12 sierpnia flotylla jachtów wypłynęła ze Szczecina na Mały Zalew by na podejściu do Stepnicy, w pobliżu wyspy Adamowej, złożyć na wodzie kwiaty ku pamięci naszego Adama...

 Wojciech Jacobson