Marek Kopczyński
7 kwietnia 2024 r odszedł na wieczną wachtę nasz kolega klubowy Marek Kopczyński. Z Klubem był związany od lat młodzieńczych, od końca lat 1950. Jego pasją były motory i żegluga. Żeglarstwo zaprowadziło go do kariery mechanika okrętowego. Pływając na statkach PŻM zdobywał kolejne kwalifikacje, aż do funkcji i stopnia starszego mechanika.
Na naszej przystani trzymał swój, odkupiony z Trzebieży, jacht „Conrad 4” Następny, większy jacht „Abram”, trzymał w Łunowie, blisko swojego letniego zamieszkania.
Jako mechanik udzielał rad przy budowie„Pogorii”. Żeglował na wielu jachtach. Między innymi, również jako mechanik, na „Fryderyku Chopinie” wraz z kapitanami Ziemowitem Barańskim i Krzysztofem Baranowskim. .
Cześć Jego pamięci !
Andrzej Sokołowski
Andrzej Sokołowski – ur. 1945 r, inżynier elektronik (Politechnika Wrocławska), żeglarstwo uprawiał w JK AZS Wrocław, a od połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku w JK AZS Szczecin.
Kapitan Jachtowy (jachtowy kapitan żeglugi wielkiej), mierniczy regatowy (przez 12 lat). W młodości osiągał sukcesy sportowe w lekkoatletyce – rzut oszczepem (był członkiem kadry narodowej). Uprawiał amatorsko wspinaczkę górską i narciarstwo zjazdowe.
Od ponad 50ciu lat aktywnie, na wysokim poziomie sportowym, osiągając znaczące wyniki sportowe uczestniczy w regatach morskich na jachtach balastowych.
W roku 1971 startował w załodze jachtu Dal II (kpt. E. Ryżewski) zdobywając Mistrzostwo Polski (1m/14 startujących). W następnym roku, w 1972, również w załodze jachtu Dal II z kpt. E. Ryżewskim zdobył vice mistrzostwo Polski.
Startował jako załogant lub od 1973 roku jako kapitan, m.in., w Regatach Gryfa Pomorskiego, w Morskich Żeglarskich Mistrzostwach Polski, w Regatach o Puchar „Poloneza” (w 1979 r. na jachcie Żak jako kapitan, 1 miejsce), w Regatach Międzynarodowego Tygodnia Zatoki Gdańskiej, a także w regatach Ostseeregatta (1970 r, na jachcie Dal II (kpt. W. Jacobson), jako z-ca kpt, w kl IOR III - 1 miejsce/13 startujących), w regatach Kieler Woche, Ostseewoche, regatach w Bremerhaven (kapitan jachtu Żak – 1m w klasie).
W 1981 r. startował w załodze jachtu Żak (kpt. R. Kisłowski) w MŻMP zdobywając Mistrzostwo Polski. Trzykrotnie, w latach 1986, 1987 i 1988 w regatach MŻMP jako kapitan jachtu Żak zdobył Mistrzostwo Polski.
W roku 2012 na jachcie Orson w klasie KWR zdobył Mistrzostwo Polski, a w następnym roku vice mistrzostwo. W roku 2018 na jachcie Orson zdobył Mistrzostwo Polski w klasie ORC.
Wielokrotnie był klasyfikowany na najwyższych miejscach w podsumowaniach sezonu regatowego, w rankingach żeglarskich, zdobywając m.in. Puchar Sezonu.
Ogółem Andrzej Sokołowski startując w MŻMP zdobył – do tej pory - sześciokrotnie Mistrzostwo Polski, w tym czterokrotnie prowadząc jachty jako kapitan, uzyskując tytuł Mistrza Polski.
Startując w regatach i osiągając najwyższe wyniki zawsze występował w barwach Jacht Klubu AZS Szczecin.
Koleżeński, uczynny, o dużym poczuciu prawości i uczciwości.
W dniu 25.03.2023 Walne Zebranie Jacht Klubu AZS Szczecin nadało Honorowe Członkostwo Andrzejowi Sokołowskiemu. W dniu 27.03.2023 Andrzej Sokołowski odszedł na wieczną wachtę.
Jerzy Kaczor
Jerzy Kaczor był kapitanem jachtowym, trenerem żeglarskim klasy drugiej, instruktorem i sędzią podczas wielu regat. Od lat związany z przystanią Pałacu Młodzieży, późniejszym Centrum Żeglarskim (2016-2021 r.). Stale prowadził zajęcia w Pracowni Edukacji Morskiej Pałacu Młodzieży w Szczecinie.
Zawsze dbał o etykietę żeglarską, dzielił się wiedzą dotyczącą ceremoniału morskiego i uczył żeglarstwa młodzież i dorosłych. Pomagał wszystkim, którzy tej pomocy potrzebowali. Wyszkolił setki, a może i tysiące żeglarzy. Ale przede wszystkim zarażał pasją! Był wychowawcą i wielkim przyjacielem młodzieży.
Ciężko ubrać w słowa to, co czują teraz Ci, którzy go znali. Po prostu będzie nam go bardzo brakowało…
Zbigniew Gerlach
Komandor JK AZS w latach 1995-1997 oraz 2000-2001.
Zbyszek, jako szesnastolatek, zmuszony opuścić swoją ojczyznę – Kresy południowo-wschodniej Rzeczypospolitej - znalazł się w pierwszym roku po wojnie na Ziemiach Odzyskanych, w zniszczonym Szczecinie. Jak wielu jego rówieśników kontynuował naukę w szkole średniej, jednocześnie angażując się w działalność harcerską; dla Zbyszka była to 7. Drużyna Harcerska im. Zawiszy Czarnego. Harcerze, tak jak i inni żeglarze w tamtych latach naprawiali, przywracali do użytkowania porzucone przez uciekających Niemców - czasami celowo przez nich uszkadzane, niszczone - łodzie żaglowe, jachty. Harcerska maszoperia w której był Zbyszek zaopiekowała się niewielką jolą kabinową, którą nazwali „Pogoń”, jakby chcąc zachować, choćby w nazwie, wspomnienie utraconej Arkadii.
Obszary wodne przy Szczecinie – Jezioro Dąbskie, rzeka Odra, rozlewiska Cichych Wód, Zalewu - roztaczały, wydawało się, nieograniczone możliwości żeglarskich wypraw w każdej wolnej chwili, a otwarte na świat wody morza Bałtyckiego rozpalały młodą wyobraźnię marzeniami o dalekich, morskich rejsach. Jeszcze latem ‘48 roku można było mieć nadzieję, że odradzające się wokół życie społeczne, polityczne będzie sprzyjać młodych żeglarzom.
W swoich wspomnieniach Krzysztof Jaworski, szczeciński młodszy kolega Zbyszka, ale już z bagażem świeżych w pamięci, ale i bolesnych doświadczeń cywilnego uczestnika powstańczych walk w Śródmieściu Warszawy pisze:
“W połowie 1948 roku Rosjanie opuścili Pałacyk Jachtowy. Zainstalowali się tam natychmiast akademicy, ówcześnie jeszcze Akademicki Zwiazek Morski z dwoma swoimi jachtami „Maćkiem” i „Kaczorkiem”. (…) Ponadto zjawili się inni harcerze: 7. drużyna imienia Zawiszy Czarnego, czyli drewniana jola kabinowa „Pogoń”, wraz z zastępowym Stasiem Miłoszewskim oraz bardzo dzielnymi harcerzami: Zbigniewem Gerlachem vel „Nierdzewnym” oraz Jerzym Jósewiczem vel „Małym Józiem”.” (Wszystkie cytaty pochodzą z książki Krzysztofa Jaworskiego „Życie na trójkącie. Tom I: Na szczyt fali”).
Zmiany społeczno-polityczne w kraju następują szybko i z całą brutalnością ukazują bezwzględność i obcość nowego systemu politycznego: harcerstwo jest likwidowane przez władzę komunistyczną, rugowane ze szkół. Harcerska maszoperia joli kabinowej „Pogoń” (zastępowy Staś Miłoszewski oraz bardzo dzielni harcerze: Zbyszek Gerlach vel „Nierdzewny” oraz Jerzy Jósewicz vel „Mały Józio”), wyrzucona ze swojego liceum dołącza do żeglarzy akademickich, którzy, co prawda, też mają podobne kłopoty organizacyjne z socjalistyczną rzeczywistością Polski Ludowej, ale nabyty niebawem przez młodych licealistów studencki status pozwala pewniej poczuć się wśród żeglarzy akademickich.
Zimą ‘51 roku Zbyszek wraz z kolegami Krzysztofem Jaworskim i Jerzym Kernerem („Aloiz”) budują pierwszy w powojennym Szczecinie bojer. Lód Jeziora Dąbskiego, nie zawsze jest wystarczająco wytrzymały, a młodzi żeglarze są niecierpliwi bojerowych ślizgów – czasami łamie się pod bojerem i jego załogą. “Od rana wypchaliśmy bojer na Małe Dąbskie. Wiała mroźna trójka-czwórka ze wschodu, wsadziliśmy na bojer nasze plecaki, „Aloiz” leżąc sterował, a ja ze Zbyszkiem siedliśmy po obu stronach płozownicy. Z prędkością kilku kilometrów na godzinę przesunęliśmy się obok kilku rybaków. (…) Nagle lód chrupnął i nasz pojazd zanurzył się pod wodę. „Nierdzewny”, który zapadał się szybciej znikł całkowicie pod wodą. Ja ocaliłem głowę na wierzchu, „Aloiz” niewygodnie leżąc na kadłubie zanurzał się wolniej…”
We wrześniu ‘51 roku odbyły się pierwsze Regaty Przyjaźni (nie odbyłyby się gdyby nie nazwa „Przyjaźni” - wiadomo jakiej i z kim). Zbyszek żeglował w zwycięskiej załodze jachtu „Swantewit” (sternik Jerzy Szałajko, w załodze Jerzy Borowiec i Krzysztof Jaworski). W następnym roku doświadczenie żeglarskie procentuje i Zbyszek zdobywa mistrzostwo okręgu szczecińskiego w popularnej wówczas klasie H (łodzie mieczowe).
W ‘53 roku, przy końcu lata, w Gdyni, odbywają się Mistrzostwa Polski Jachtów Morskich. Opromieniony „sławą” dobrego regatowca Krzysztof Jaworski (rok wcześniej zdobył prestijową Błękitną Wstęgę Jeziora Dąbie) dobiera sobie załogę i ruszają do sportowej rywalizacji na wschodnie Wybrzeże. “Załogę miałem świetną: Zbyszek Gerlach, Andrzej Smagacz (z gitarą) i Oleś Lewicki, no więc zapowiadało się nieźle, a w każdym razie na wesoło. Płynęliśmy pozornie „na luzie” śpiewając przy akompaniamencie różne bojowe pieśni dla zdeprymowania naszych przeciwników. No i zaczęło się. (…)”. Efektem kilkudniowych sportowych zmagań było zdobyte Mistrzostwo Polski Jachtów Morskich.

Zwycięska załoga II Mistrzostw Polski Jachtów Morskich 1953 w składzie od lewej: Krzysztof Jaworski, Stefan Lewicki, Zbigniew Gerlach i Andrzej Smagacz. Fot. z arch K. Jaworskiego
W kolejnych latach Zbyszek nadal żegluje; regatowo („Gryf Pomorski”, MŻMP, MTZG), ale i w turystycznych rejsach morskich („Jurandem” do Finlandii, „Śmiałym” do Londynu, „Gryfitą” na Wyspy Kanaryjskie). Techniczne zainteresowania, inżynierskie wykształcenie pozwalają mu z powodzeniem angażować się w remonty jachtów, naprawy silników, a także … w szycie żagli; dużo fotografuje, filmuje – pozostały jego zdjęcia, filmy żeglarzy, jachtów z tamtych, dawnych lat.
Jest takie stare zdjęcie (autorstwa Krzysztofa Jaworskiego) z wczesnych lat pięćdziesiątych przedstawiające Zbyszka z narzędziami w ręku pochylonego nad przyczepnym silnikiem łodziowym „Sachs” ("…jednocylindrowy „Sachs”, chyba jeden z pierwszych wybudowanych w tym celu gdzieś w latach dwudziestych. Wszystkie części były z mosiądzu lub żeliwa i przy mocy około półtora konia ważył z pięćdziesiąt kilo. Startował z ciężkiego koła zamachowego zaopatrzonego w stałą korbkę, podobną do stosowanej w maszynce do mięsa. W ogóle przypominał właśnie taką maszynkę, perkotał głośno i miał oryginalną śrubę rewersyjną. Z tym wszystkim raz uruchomiony działał dość pewnie i co najważniejsze, nie palił tyle benzyny co amerykańskie demobile…").

„Nierdzewny” nad „Sachsem”, koło zamachowe u dołu zdjęcia. Fot. K. Jaworski
Sądzę, że znałem trochę Zbyszka (byłem z nim w rejsie morskim na „Gaudeamusie” w Cieśniny Dunskie, przez lata współpracowałem z nim w zarządzie Klubu) i właśnie to zdjęcie wydaje się znakomicie oddaje charakter i osobowość „Nierdzewnego”: spokój, dokładność, głębokie zainteresowanie przedmiotem i pełne zaangażowanie w wykonywaną pracę. Był w Klubie od zawsze, prawie od zawsze, bo od końca lat czterdziestych i zawsze Klub dla niego był ważny, a on dla Klubu nie szczędził sił, wiedzy i serca, do ostatnich swoich lat.
Antoni Brancewicz
Znany i lubiany przez całe krajowe środowisko żeglarskie, inżynier elektryk, nauczyciel akademicki WSM, pasjonat morza, regat, żagli, gitary i szanty. Jeden z najbardziej doświadczonych naszych Żeglarzy i Kapitanów Jachtowych (od 1977 r.), Brat Wybrzeża, współzałożyciel i Prezes Szczecińskiego Klubu Jachtowych Kapitanów Żeglugi Wielkiej, a także STA Poland. Członek Społecznego Komitetu „Żeglarski Szczecin”, ławnik Izby Morskiej.
Jako załogant, oficer i kapitan pływał i wygrywał regatowo i turystycznie na Bałtyku i Atlantyku, na znanych jachtach i żaglowcach – były to m.in. „Trygław”, „Polonez”, „Henryk Rutkowski”, „Fryderyk Chopin” i „Pogoria”. Wypływał łącznie ponad 150 tys. Mm, w tym sześciokrotnie prowadził jachty w transatlantyckich regatach Op’Sail, w których zajął w 1985 r. I miejsce, z młodzieżową załogą „Trygława”!
Uhonorowany licznymi medalami i nagrodami, okręgowymi i krajowymi, zawodowymi i żeglarskie ZOZŻ, PZŻ i Bractwa Wybrzeża, w tym m.in. dwukrotnie Rejsem Roku (1985, i 1986). Uhonorowany też tablicą w Alei Żeglarzy w Nowym Warpnie.
Krystyna Borowy-Golińska
Stanisław Bolewicz
W szczecińskim Jacht Klubie AZS pojawił się na początku lat sześćdziesiątych, bodajże w 1963 roku. Absolwent Wydziału Elektrycznego Politechniki Szczecińskiej; potem przez długie lata pracował w Stoczni Remontowej Parnica.
W Klubie zaczynał żeglarstwo w grupie regatowej, na popularnych wówczas, a dziś prawie zapomnianych klasach regatowych łodzi mieczowych: Hornet - łódka z ruchomą deską do balastowania, niełatwa w prowadzeniu, szczególnie na zwrotach, FD - Flying Dutchman czyli Latający Holender - bardzo szybka klasa dla sprawnych fizycznie zawodników, Finn - samotne żeglowanie, inna technika, więc doświadczeń regatowych - na różnych łodziach, w wielu regatach - miał niemało.
Pozwoliło mu to w 1965 roku zdobyć, bardzo ważne przez lata, ale również ważne i dziś, trofeum nobilitujące żeglarsko – „Błękitną Wstęgę Jeziora Dąbie”, startując właśnie na FD. Potem zdobywał kolejne stopnie żeglarskie, pływał w rejsach morskich, opiekował się jachtem klubowym „Rudzik”.
Pod koniec lat 80-tych na fali wyjazdów emigracyjnych, na długie lata osiadł w Stanach Zjednoczonych. Po powrocie ze Stanów – już w nowym wieku i w nowej rzeczywistości, także klubowej - powrócił do akademickiego klubu i odnalazł się w maszoperii łodzi DZ, jednostki mieczowej i odkrytopokładowej, na której w koleżeńskim gronie osób zbliżonych mu niemłodym już wiekiem, ale bez wątpienia młodych duchem, odbył ciekawe rejsy po okolicznych akwenach polskich, niemieckich, duńskich z budzącym podziw i szacunek rejsem, właśnie DZ-tą, do Kopenhagi.
W 2017 walne zebranie członków Klubu nadało mu godność członka honorowego.
Włodzimierz Byliński
Nasz klubowy kolega i przyjaciel, armator Cartera Kuflon II, członek Klubu Kapitanów Jachtowych oraz Klubu Żeglarzy Samotników.
W historii polskiego żeglarstwa zapisał się swoimi śmiałymi, przeważnie samotnymi, wyprawami na jego jachcie „Kulfon II”. Od Jury Rejsu Roku 2012 (Głos Wybrzeża) otrzymał wyróżnienie za prawie roczną podróż ze startem i metą w Szczecinie, z samotnym pokonaniem Atlantyku, na trasie ponad 11,5 tys. Mm.
Jury Międzynarodowych Nagród Żeglarskich Szczecina, za przeważnie samotny rejs ze Szczecina do Grecji, uhonorowało go Nagrodą im. Wyszaka za Rejs Roku 2017. Wywiad z Włodkiem opublikowany w Kurierze Szczecińskim: Żegluje, bo lubi.
Wojciech Kuźnicki
Przez ponad trzy dekady żeglowali w naszym Klubie: Wojtek i Hanka - Jego żona; oboje ze stopniami kapitańskimi; do Szczecina dojeżdżali z dalekiej Warszawy.
W 1973 roku na regatach OstseeWoche w Warnemunde Wojtek był w załodze prowadzonego przez Jurka Madeję „Swantewita”; zajęli drugie miejsce na 18 jachtów. Doskonały wynik. Wojtek przydał się w załodze: miał zmysł regatowca, wcześniej żeglował na Finnach.
Gdy w naszym Klubie pojawiły się „Cartery” przystał do załogi „Umbriagi”. To właśnie na tym jachcie w 1977 roku z kapitanem Tomkiem Paterkowskim – Wojtek był w załodze – zdobyli pierwsze miejsce i Pokalregatta na OstseeWoche. Dwa lata później przyszło kolejne znaczące zwycięstwo: MŻMP i zdobyte mistrzostwo Polski - na jachcie „Umbriaga”, tym razam z kpt. J. Madeją.
Sportowe sukcesy dopełniło pierwsze miejsce w kl. HT w kołobrzeskich regatach „O Srebrny Dzwon”; tym razem, do zwyciestwa, „Cartera” prowadził jako kapitan - Wojtek. Poza sukcesami sportowymi żeglował jeszcze w rejsach turystycznych na różnych jachtach Klubowych.
Być może mniej widoczne było dla większości z nas, którzy go znaliśmy, Jego zainteresowanie sportem bojerowym; nie mógł go rozwijać w warunkach łagodnej szczecińskiej zimy. W 1973 roku brał udział w I Mistrzostwach Świata w kl. DN w USA, potem w mistrzostwach Kanady. Dużo publikował w prasie żeglarskiej, napisał książki o żeglarstwie lodowym…
Adam Kucharczyk
Bogdan Fijałkowski
Z prawie rocznym opóźnieniem dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci prof. zw. dr hab. inż Bogdana Fijałkowskiego, dyrektora Instytutu Elektrotechniki i Elektroniki Przemysłowej Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej.
W pierwszych latach powojennych Bogdan Fijałkowski był uczniem szczecińskiego „Pobożniaka”, a następnie studentem Szkoły Inżynierskiej. Przez dekadę lat pięćdziesiątych i początek lat sześćdziesiątych aktywnie uczestniczył w akademickim żeglarstwie, osiągając sukcesy regatowe, biorąc udział w znaczących rejsach tamtych lat.
Wspomnienia profesora z wczesnych lat pięćdziesiątych w Szczecinie: “(…) byłem Przybocznym drużyny morskiej powojennego ZHP w Szczecinie, tzw. „Siódemki”, powiązanej z AZM (Akademickim Związkiem Morskim). W tym czasie byłem uczniem, najpierw I Koedukacyjnego Gimnazjum i Liceum, a później II Gimnazjum i Liceum, tzw. “Pobożniaka”. W szkołach tych byłem Redaktorem „Kącika Morskiego” (…). Wówczas należałem do Sekcji Żeglarskiej K.S. „Stal” przy Stoczni Jachtowej (Kazimierz Michalski i Ryszard Książyński) i pływałem na s/y „Szkutnik”, który należał wcześniej do właściciela Stoczni w Trzebieży (Ziegenort). Jak zostałem studentem Wydziału Elektrycznego, w 1951 roku to Ziomek zaproponował mi przyjęcie do Sekcji Żeglarskiej AZS (wówczas Akademickie Zrzeszenie Sportowe). (…)”
Bogdan Fijałkowski, po obozie żeglarskim w Dąbiu w 1954 roku, dużo żegluje startując w regatach w barwach akademickich. W 1955 w Regatach „Przyjaźni” jest w załodze prowadzonego przez Ziomka Ostrowskiego „Przodownika” (zdobywają pierwsze miejsce).
W tym czasie jego korespondencja z Peterem Thomsenem z Akademische Segeln Verein w Rostocku niespodziewanie przynosi zaproszenie dla polskich żeglarzy akademickich ze Szczecina i Gdańska na Ostseewoche Regatten i Greifsewalder Bodden Regatta w 1956 roku. Bogdan popłynął w załodze „Swantewita” prowadzonego przez Jerzego Szałajkę; w pierwszych regatach zajęli drugie miejsce na 10 startujących jachtów, a w Greifswalder Bodden Regatta byli pierwsi.
Dwa lata później również popłynął na regaty Ostseewoche i też na „Swantewicie”, tym razem z kapitanem Bogumiłem Pierożkiem, a w sierpniu uczestnicząc w Regatach Gryfa Pomorskiego, na tym samym jachcie z tym samym kapitanem, mieli mniej szczęścia – wrócili na tarczy: złamany maszt i powrót do kraju na prowizorycznym takielunku.
Nie zrażony takimi stresującymi przeżyciami w listopadzie żeglował na „Witeziu II” w rejsie bałtyckim. Ale rok 58 przyniósł mu również wysoki sukces sportowy – Mistrzostwo Okręgu w klasie Star.
W kolejnym roku był w załodze w rejsie na „Witeziu II” z kapitanem Pierożkiem dookoła Anglii (dla niego, rejsie przerwanym w Penzance z powodu złamania nogi i ręki, wyokrętowania i powrotu lądem do kraju).
W roku nastepnym, już jako kapitan, poprowadził „Swantewita” w Międzynarodowych Regatach „Tydzień Zatoki Gdańskiej” zdobywając w swojej klasie drugie miejsce na osiem startujących jachtów.
Rok 1961 przyniósł mu sukcesy regatowe zdobyte również, jak w poprzednim sezonie, na „Swantku”: drugie miejsce w regatach Ostseewoche i również drugie miejsce w regatach Gryfa Pomorskiego.
W 1962 roku poprowadził „Witezia II” w rejsie klubowym do Sztokholmu. Silny sztorm, wąskie farwatery wyjściowe ze Sztokholmu, rwące się żagle… tragedia na szczęście ominęła żeglarzy; z jachtem skały sztokholmskich szkierów obeszły się najgorzej jak można i ostatecznie…
Willi Kryska
Członek załogi s/y Magnolia, która z okazji 25-Lecia Pałacu Młodzieży w 1975 roku zorganizowała rejs za krąg polarny do Murmańska i Archangielska bez zawijania po drodze do portów. Uczestnikami rejsu byli oprócz Kapitana Zdzisława Paski, Jan Piętka, Willi Kryska i Roman Gryglewski. Jednostka była pierwszym jachtem, która udała się w tamte rejony, przepływając 5 147 Mm. Wyczyn ten został uhonorowany II nagrodą Rejsu Roku gazety „Głos Wybrzeża”. (aw)
Kapitan jachtowy. Żeglował aktywnie wiele lat. Na własnym Carterze 30 “Sen” odbył wiele dalekich rejsów. W ostatnich latach pływał na turystycznym Tangu “Atlant” stojącym w JK AZS.
Miłośnicy szant i piosenki turystycznej przez kilkanaście ostatnich lat zawdzięczali mu ogranizację wrześniowych koncertów w ramach cyklu Śpiewające Żagle. (dw)
Barbara Chmielewska
Barbara Chmielewska z d. Około-Kułak. Mieszkała w Szczecinie od zakończenia wojny, w latach pięćdziesiątych rozpoczęła uprawiać żeglarstwo w JK AZS i z klubem była związana przez wszystkie swoje żeglarskie lata.
Zaszczepiła miłość do żagli swojemu mężowi Kazimierzowi Chmielewskiemu, który był później znanym szczecińskim kapitanem jachtowym. Wygrała V-mistrzostckich Mistrzostwach Polski w klasie Słonka.
W kolejnych latach, razem z mężem, wprowadziła do żeglarstwa sześcioro swoich dzieci (pięć córek i syna). Kiedy dzieci podrosły wróciła na wodę jako sędzia żeglarski. Wyjątkowo lubiła sędziować regaty z Kaziem Rypińskim i Ziomkiem Ostrowskim, których wyjątkowo ceniła.
Antoni Jerzy Pisz
W osobowości Jurka Pisza tracimy nietuzinkowego człowieka, który kochał żeglarstwo, ale też pisarza i bliskiego przyjaciela. Jego artykuły w czasopismach żeglarskich były zawsze wysokiej klasy. Napisał świetną książkę „Marią przez Pacyfik“ o rejsie z Ludomirem Mączką. Jurek ostatnie dziesiątki lat zamieszkał w Sydney. Był zawsze chętny do pomocy żeglarzom, którzy się w Sydney zatrzymali.
I ja zatrzymałem się w Australii. Nie mówię w Sydney, ale u Jurka Pisza. Poznałem sporo jego przyjaciół i oczywiście też jego dwa psy labradory. Pokazał mi piękno australijskiej przyrody. Był świetnym chemikiem na poziomie naukowca, jego romantyczne podejście do życia było podstawą jego morskich eskapad. Jako instruktor żeglarstwa był lubiany za humor, z którego znane były jego wykłady.
Zły stan zdrowia w ostatnich latach nie pozwolił mu przyjechać do Polski, gdzie ma dużo przyjaciół.
Jestem dumny że mnie nazywał swoim przyjacielem. Wierzę, że teraz jest na wiecznej wachcie w gronie żeglarzy, którzy odeszli wcześniej.
Antoni Jerzy Pisz urodził się we Lwowie, 12 czerwca 1930 r. Od r. 1947 studiował chemię w Szkole Inżynierskiej w Szczecinie, późniejszej Politechnice. Interesował się żeglarstwem, przyrodą, ornitologią, fotografią i filmowaniem. Jako fotografik był członkiem Szczecińskiego Towarzystwa Fotograficznego. Od r. 1949 aktywnie działał w sekcji żeglarskiej szczecińskiego AZS, późniejszego JK AZS Szczecin. Wraz z Kazimierzem Jasicą dołączył do załogi rejsu dookoła świata na jachcie „Maria” na trasie przez Pacyfik (wrzesień 1974 – czerwiec 1976). Z przyczyn zdrowotnych osiadł w Australii.
W 1982 r. ukazała się jego książka „Marią przez Pacyfik” opisująca żeglugę przez Ocean Spokojny. Jurek przedstawił w niej przebieg rejsu z Ludomirem Mączką, wzbogacając treść wiadomościami o odwiedzanych miejscach. W książce oddał świetnie atmosferę na jachcie i charakter poszczególnych osób.
Bumerang Polska o Jerzym.
Jerzy Borowiec
Jerzy związał się z żeglarstwem zaraz po wojnie, tu w Szczecinie. Najpierw zdążył jeszcze w Akademickim Związku Morskim przesiąknąć atmosferą, wysokimi wartościami etycznymi znanej przedwojennej organizacji. Niestety narzucone wkrótce społeczeństwu zmiany polityczne, ustrojowe podporządkowały również życie społeczne, wszelkie organizacje, w tym również związek żeglarski, całkowitym wpływom jednej ideologii. I wtedy Jerzy stanął w Szczecinie na czele naszej organizacji – akademickiego związku – przemienionego odgórną decyzją władz politycznych kraju w sekcję żeglarską całego zrzeszenia sportowego (AZS).
W tych trudnych czasach, bolesnych dla wielu, bo znaczonych również więzieniami, Jerzy nie uległ politycznym indoktrynacjom władz. Wręcz przeciwnie, wykazując pragmatyzm w działaniu, skupił się na kierowaniu organizacji w stronę tego co stanowi istotę żeglarstwa: na dbałość o sprzęt, na remontach jachtów, na pozyskiwaniu jednostek („Nadir” w naszym Klubie to, m.in. Jego zasługa), na szyciu żagli (zyskał w tym dużą wprawę i uznanie), na podnoszeniu kwalifikacji żeglarskich, na rywalizacji sportowej.
Skupił wokół siebie liczne grono młodych ludzi, którzy w podobny sposób widzieli żeglarstwo – jako wolne od ideologii i polityki. Zawarte wówczas znajomości, przyjaźnie przetrwały próbę czasu i pozostały na długie lata, do końca.
W późniejszych latach, Jego duże zaangażowanie w życie społeczne, zdobyte doświadczenia zaowocowały w okresie zrywu Sierpniowego. Jerzy włączył się w działalność organizacji związkowych – po właściwej stronie.
Potem na przełomie lat 80/90, kiedy w Polsce następowały zmiany ustrojowe, Jerzy nie pozostał obojętny i zaangażował się w nurt przemian - za Polską niepodległą i demokratyczną. I właśnie wtedy, gdy wydawało się, że lata młodzieńczej aktywności i wieku średniego ma już za sobą, na początku lat 90-tych ponownie, z nową energią pojawił się w Klubie i podjął trud opieki nad jachtem klubowym; dużym jachtem, największym w Klubie. I znowu jak przed laty, przyłączyli się do Niego dawni koledzy, żeglarze; z ochotą wrócili po latach do swojego Klubu. Również młodzież studencka – już z innego pokolenia, ale szybko odnalazła wspólny język z Jerzym i Jego dawnymi kolegami.
W czasach zmian ekonomicznych i przemian własnościowych – malejącej flotylli jachtów klubowych, znaleźli w Jerzym oparcie i zrozumienie, szansę na żeglowanie. Nie zawiedli się na nim: ani Jego dawni koledzy, ani młodzież studencka.
Ale Jerzy nie osiadł na laurach, choć mógł spokojnie czuć satysfakcję ze swojej pozytywnej aktywności. Przemiany własnościowe, rozwój flotylli jachtów prywatnych pchnęły Go do jeszcze jednego wyzwania – do budowy własnego jachtu. Ze starej szalupy ratunkowej pozyskanej ze statku handlowego zbudował jacht żaglowy, kabinowy, z silnikiem stacjonarnym. Przygotowanie oraz doświadczenie szkutnicze, żaglomistrzowskie miał duże – pozostało mu z dawnych lat. Żeglował na tym jachcie, ciesząc się każdą chwilą i wypełniającym się, aktywnym życiem.
Nieubłagany upływ czasu zmienia wszystko. Dziś wierzymy - nie obejmując rozumem tajemnicy egzystencji w jej transcendentnym wymiarze – wierzymy, że możemy powiedzieć: żegluj Jerzy…
Janusz Kędzierski
Kadłub Jego jachtu przez długie lata stał na lądzie, w ciągłym remoncie; balastowa, bezkabinowa jednostka regatowa, niegdyś olimpijskiej klasy „Star”. Janusz z dbałością przygotowywał ją do sezonu, do kolejnych regat, sprawdzał swoje „patenty”, wdrażał nowinki techniczne, technologiczne. Któregoś roku część podwodną pokrył grafitem z żywicą - dla zmniejszenia tarcia kadłuba o wodę. Czy się sprawdziło?, trudno powiedzieć, wtedy lata świetności regatowej Janusz i Jego „Star” mieli już za sobą.
W I Regatach Jesiennych w Szczecinie, we wrześniu 1949 roku, Janusz startował na jolce „P-7” - „Starów” jeszcze nie było; ani w Szczecinie, ani w Klubie; i wygrał w swojej klasie. Zajął pierwsze miejsce w konkurencji z ośmioma startującymi „P-siódemkami”. Był wtedy jeszcze w Jacht Klubie „Gryf”. Po tych regatach przyłączył się do żeglarzy akademickich i pozostał u nas na zawsze.
W następnym roku, także w Regatach Jesiennych, startując już w barwach sekcji żeglarskiej azs – powtórzył sukces sprzed roku: pierwsze miejsce w kl. „P-7”. Podobnie było w 1952r. W 1951 r. zdobył wicemistrzostwo okręgu na jachtach mieczowych 15m2.
W 1955 r. szczeciński azs dostał z Giżycka (Mazury) przedwojenne „Stary”: „Delfin” – ex „Muszla” i „Centaur” – ex „Jantar”. Dlaczego w nazwie ex? Otóż były to przedwojenne „Stary” zakupione przez Oficerski Yacht Klub Polski z Gdyni w 1935 r. (4szt.) i w 1936 r. (4szt.). Jednostki były zamówione u producenta - stoczni Abeking & Rasmussen. Jesienią 1939 r. Niemcy po napaści na Polskę zagarnęli majątek polskich klubów żeglarskich, tak jak i cały majątek narodowy. „Stary” wywieźli do swoich klubów żeglarskich, do Giżycka. Po wojnie Oficerski Yacht Klub Polski nie wrócił do swojej działalności, a porzucone przez Niemców gdyńskie „Stary” w końcu trafiły do klubów żeglarskich w Polsce i trzy przydzielono Szczecinowi, w tym dwa dla szczecińskiego AZS.
Kolejne sukcesy regatowe Janusza na „Starze” („Delfin”) to, m.in:
- w 1966 r. XI Międzynarodowe Regaty Przyjaźni - 1 miejsce
- w 1967 r. Puchar MKS – 4 m.
- w 1967 r. Puchar Morskiej Komisji PZŻ - 4 m.
- w 1969 r. Morskie Żeglarskie Mistrzostwa Polski w Gdyni; w załodze ze szczecińskim konstruktorem jachtowym Edwardem Hofmannem zajął trzecie miejsce na 10 jednostek.
Potem w miejsce „Starów”, jako klasa olimpijska, weszły „Solingi”. Kończyła się rywalizacja regatowa „Starów”, ale Janusz pozostał ze swoją jednostką, nadal przygotowując ją do żeglowania. Zmysł techniczny miał dobry – był z zawodu architektem - zaprojektował dla Klubu obecny budynek klubowy, bosmankę, hangar przy bosmance; dobrze służą do dziś.
Potem Janusz zaangażował się w ruch niepodległościowy i z tego powodu, w trudnych latach stanu wojennego, był szykanowany, zwolniony z pracy. W Klubie znalazł wsparcie i pomoc – pracę na etat jako bosman. W wolnym czasie mógł nadal dbać o „Stara”, projektować, budować, eksperymentować – np. zbudował plażowego katamarana.
Nie znaliśmy - może poza kilkoma osobami - Jego pięknej karty z lat wojny. Janusz jako młodociany harcerz w czasie okupacji niemieckiej był zaangażowany w konspiracji w Szarych Szeregach. Jego czynny opór okupantowi, działalność niepodległościowa, aktywność zawodowa i społeczna zostały docenione - nagrodzony odznaczeniami państwowymi oraz związkowymi: odznaczenia państwowe, odznaki AZS, honorowe członkostwo naszego Klubu, odznaczenia zawodowe; uroczystości pogrzebowe odbyły się z asystą honorową Wojska Polskiego.
Jerzy Boehm
Jurek Boehm zmarł 18 kwietnia 2019 r. w Australii, dokąd w 1979 r. dopłynął MARIĄ Ludka Mączki. Z naszym JK AZS Szczecin związał się w 1965 r., gdy był bosmanem s/y „Joseph Conrad”, a jacht był remontowany w Szczecinie.
Wcześniej był członkiem JK AZS Gliwice i AZS Warszawa. W Szczecinie pracował w Stoczni Remontowej „Parnica”, Stoczni Jachtowej im. L. Teligi i w Zakładzie Obróbki Skrawaniem Politechniki Szczecińskiej, a także w firmie naprawy samochodów Zbyszka Hrynkiewicza.
Pływał na jachtach „Joseph Conrad”, „Vega”, „Pegaz”, „Atos”, „Roztocze”, „Zew Morza”, „Dal II”, „Gryfita”, „Trygław”. W roku 1978 dołączył do rejsu dookoła świata Ludka Mączki. Dwukrotnie przeżeglował MARIĄ Ocean Indyjski i opłynął południowe wybrzeża Australii.
Ostatni rejs pod polską banderą odbył na s/y Joseph Conrad w roku 1988 na trasie Brisbane – Darwin z okazji zlotu jachtów na 200-lecie osadnictwa w Australii. Łącznie wypływał ok. 40 tys. Mm.
W Klubie przez pewien czas opiekował się „Nadirem” uczestnicząc w jego przebudowie. Pokonała Go nieubłagalna choroba, ale Jego drobna sylwetka zawsze pełna niewyczerpanej życzliwości i chęci pomocy innym pozostaje w pamięci.
Andrzej Mendygrał
Oficer Polskiej Marynarki Handlowej, jachtowy kapitan żeglugi wielkiej. Dowodził brygantyną “Henryk Rutkowski”, żaglowcem pasażerskim “Peace”, kanadyjską “Concordią”, żaglowcem badawczym PAN “Oceania” i brygiem “Fryderyk Chopin”. Do morza miał ogromny szacunek i pokorę.
- Morze niemal zawsze pachnie inaczej. Regiony mają swoje zapachy. Zimne wody północne pachną inaczej niż ciepłe wody okołozwrotnikowe czy równikowe. Nie jest to zapach przejmujący. Jest to zapach odbierany przez człowieka w sympatyczny sposób, kojarzy mi się z życiem. Więcej niż pół życia spędziłem na morzu. Śni mi się morze, śnią mi się statki - mówił na antenie Radia Szczecin
Eugeniusz Ryżewski
Witold Kuźniar
Jerzy Szkudlarek
Danuta Kopacewicz
Informacja z serwisu Pomeranica:
Matka chrzestna “Daru Szczecina”, flagowego jachtu miasta.
Urodzona w 1926 roku w Niehniewiczach, woj. nowogródzkie (obecna Białoruś), w Szczecinie - od 1948 roku. Z zawodu ekonomistka. Pochodziła z kresowej rodziny patriotycznej. W czasie II wojny światowej żołnierz Armii Krajowej (od 1943 roku), sanitariuszka, żołnierz I Armii Wojska Polskiego w stopniu kaprala (1944-1945).
Sędzia żeglarski I kl., sternik jachtowy i lodowy, działaczka PCK. Pracowała w P.S.S. „Społem” Szczecin (1952–1956) oraz w Stoczni Szczecińskiej im. A. Warskiego (1957–1982). Z żeglarstwem związana od 1952 roku. Sekretarz Zarządu Szczecińskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego w latach 1955–1973, członek Komisji Historii Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. Matka chrzestna „Daru Szczecina” flagowego jachtu miasta (w 2012 roku jacht otrzymał tytuł Honorowego Ambasadora Szczecina).
W latach 50. XX wieku Danuta Kopacewicz startowała w wielu regatach żeglarskich i bojerowych zdobywając m.in. wicemistrzostwo Polski oraz III miejsce w bojerowych mistrzostwach Polski w kl. „Monotyp XV”. Odbyła rejsy, m.in. na jachtach: „Chrobry”, „Zew Morza”, „Karawela”, „Dar Szczecina”. Wyróżniona odznakami. „Zasłużony Działacz Żeglarstwa Polskiego” (1968), „Zasłużony dla Żeglarstwa Szczecińskiego” (2006), nagrodzona Medalem 50-lecia Żeglarstwa Polskiego oraz Medalem za Szczególne Zasługi dla Żeglarstwa Polskiego (2005).
Edmund Szczepański
Andrzej Gedymin
Notatka z Kuriera Szczecińskiego:
Zmarł nasz redakcyjny kolega Andrzej Gedymin. Rocznik 1944. Od 1945 r. zamieszkał w Szczecinie. Pracę w zawodzie dziennikarskim rozpoczął w 1965 r. w szczecińskim oddziale Polskiej Agencji Prasowej. Już po roku związał się z „Kurierem Szczecińskim", w którym - z krótkimi przerwami - pracował do emerytury. Był kierownikiem redakcji porannej, dziennikarzem działów: sportowego i terenowego, depeszowcem. Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Autor sensacyjnych materiałów o tajemnicach II wojny światowej, autor monografii o Fabryce Mechanizmów Samochodowych „Polmo".
Andrzej Gedymin pozostanie w naszej pamięci przede wszystkim jako dziennikarz oddany żeglarstwu. Popularyzator i organizator wielu akcji związanych z tą dziedziną. Jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, uczestnik wielu rejsów i to nieodległych w czasie.
Przed kilkoma laty odszedł na emeryturę, jednak nie porzucił pióra. Wciąż zasilał redakcję artykułami o tematyce żeglarskiej.
Odznaczony m.in. Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Odznaką Honorową Gryfa Pomorskiego, Medalem 65-lecia Zachodniopomorskiego Związku Żeglarskiego.
Fot. Robert Stachnik (arch.)
Jerzy Szałajko
Do żeglarstwa akademickiego trafił wiosną 1949 roku wraz z jachtem „Przygoda” i całą jego maszoperią (J. Kraszewski, Zdz. Michalski, Z. Cych). Wcześniej byli w V Drużynie Skautów Wodnych im K. Arciszewskiego przy II Gimnazjum i Liceum Męskim (szczeciński „Pobożniak”), ale wiosną 49r nowy dyrektor szkoły gorliwie realizując odgórnie narzucone przemiany społeczno-polityczne zakazał działalności harcerskiej. Jerzy przychodząc do azs był już doświadczonym żeglarzem: w 1947 r. – no właśnie, 1947 rok to data dla niego szczególna w tym bowiem roku zakończyła się dla niego wojna, wojna z okupantami i zdrajcami, - więc w 1947 r. uczestniczył w obozie żeglarskim nad Zalewem Szczecińskim i po tym obozie popłynął w pierwszy rejs morski (jacht „Orlik”, kpt. Witold Bohdanowicz) do Kopenhagi i portów szwedzkich. Już w azs (również odgórnie przeorganizowanym poprzez likwidację AZM i AZS i utworzenie podporządkowanego władzom politycznym zrzeszenia) Jerzy startował w pierwszych Jesiennym Regatach: prowadząc akademicki jacht „Tuńczyk” w klasie jachtów kilowych zdobył pierwsze miejsce; w wyścigu o „Błękitną Wstęgę” ustąpił tylko „Wichrowi” (który w następnym sezonie żeglarskim wraz ze swoją maszoperią przeszedł do żeglarzy akademickich). Z sukcesami startował w regatach: w pierwszych Regatach Przyjaźni we wrześniu 1951 roku na jachcie „Swantewit” w klasie jachtów >50m² zdobył pierwsze miejsce; w rozgrywanych w sztormowym wietrze Greifswalder Bodden Regatta w sierpniu 1956r prowadząc „Swantewita” zdobył również pierwsze miejsce.
W latach 1962-63 żeglował na jachcie „Hermes II” w drugim powojennym atlantyckim rejsie do USA (rejs był zainicjowany przez B. Rożyńskiego, repatrianta z radzieckiej Litwy do Stanów Zjednoczonych). Było to duże wydarzenie żeglarskie, o którym głośno było w kraju, ale również i w Stanach. Po latach Jerzy żywo wspominał tamten czas i towarzyszące mu emocje: „ …odprawa graniczno-celna jachtu (w Polsce – przyp. red.) trwała kilkanaście godzin. Celnicy przesiewali mąkę, kaszę, groch. Dokładnie sprawdzali każdy zakamarek jachtu. Gdy potem opowiadaliśmy o tym w Ameryce, to nikt nie chciał uwierzyć. Ale gdy po powrocie, opowiadaliśmy w Polsce jak dobrze żyje się w Ameryce, to też nikt nie chciał wierzyć…”.
W 1972 uczestniczył w regatach Bermuda Race na jachcie „Dar Szczecina”, którego budowę wcześniej nadzorował. Z wykształcenia chemik (pierwszy rocznik absolwentów nowo utworzonego w 47r Wydziału Chemii w Szkole Inżynierskiej) zainteresował się i zawodowo związał z budową jachtów z laminatów poliestrowo szklanych.
Jest jeszcze jeden ciekawy epizod związany z Jerzym, z rokiem 50-tym i dziś już ponad stuletnim (112 l.) jachtem „Nadir”. Jerzy Borowiec tak wspomina: „…jechaliśmy z Jurkiem Szałajką tramwajem na Golęcin i wysiedliśmy przy basenie nad Odrą i zobaczyliśmy na wodzie zadbany, wyremontowany jacht „Ewa”; był on własnością Szkoły Morskiej, ale stał jakby opuszczony. Czym prędzej wróciliśmy do miasta n al. Piastów i poszliśmy do dyr. Szkoły Morskiej . Weszliśmy do gabinetu dyrektora, tak jak staliśmy, w krótkich spodenkach i mówimy dyrektorowi kpt. K. Maciejewiczowi, że tam na Odrze stoi bezużytecznie jacht, a my jesteśmy żeglarze studenci i moglibyśmy pływać na nim, szkolić się. Dyrektor wysłuchał nas, zawołał intendenta szkoły i wypytał go w sprawie. Intendent potwierdził, że studenci szkoły morskiej nie pływają na jachcie. Na to kpt. Macierewicz: „Nuuu, ta chaliera, dać jacht tym studentom-żeglarzom, niech pływają”. Wyszliśmy z gabinetu i od razu wzięliśmy klucze do jachtu od intendenta, i szybko z powrotem na Golęcin. Otworzyliśmy jacht i odpłynęliśmy nim na Gocław, do naszego Pałacyku…”
Włodzimierz Bąkowski
Zdzisław Paska
Wspaniały Żeglarz, Wychowawca Młodzieży i Człowiek, wieloletni kapitan jachtu „Magnolia”, którym dotarł na Morze Białe i Islandię.
Żeglował od 1952 r., instruktor żeglarstwa, kapitan jachtowy od 1970 r. Wieloletni kapitan i opiekun jachtu „Magnolia” (88 rejsów). Odbył w sumie 139 rejsów (prawie sto z młodzieżą, i 117 jako kapitan), przepłynął ponad 124 tys. mil morskich. Zajmuje 5. miejsce w rankingu najbardziej doświadczonych polskich kapitanów jachtowych XX wieku… Do historii polskiego żeglarstwa przeszedł jego rejs na jachcie „Magnolia” do Archangielska i Murmańska, w 1975 roku. Był to pierwszy polski jacht, który dotarł na Morze Białe…” – tak o śp. Kapitanie pisała Krystyna Pohl w 2013 roku, w monografii „Żeglarze” (więcej w całym biogramie, poniżej, do pobrania). Nie znałem bliżej Zdzicha, z czynnym pływaniem rozstał się w 2004 r., bałtyckim rejsem na jachcie „Dar Świecia”, jak zwykle z młodzieżą na pokładzie. Jeszcze niedawno – w 2016 r. - miałem jednak okazję rozmawiać z Nim i zrobić te zdjęcia na jubileuszowym spotkaniu w świetlicy i na przystani Centrum Żeglarskiego, z okazji 50-lecia morskiej służby jachtu „Magnolia”, tej samej „jego” „Magnolii”, którą szczęśliwie, bez silnika i bez GPS, poprowadził w pionierskich dla polskiej bandery żeglarskiej rejsach na wody polarne, w latach 70-ych ub. wieku. Wyruszali wtedy i wracali na przystań byłego Ośrodka Morskiego Pałacu Młodzieży, teraz na tej samej przystani – już jako Centrum Żeglarskiego – symbolicznie oddał „Magnolię” pod opiekę jej obecnemu kapitanowi, jednemu z najmłodszych w kraju, wychowankowi PM i CZ, Przemkowi Dziarnowskiemu. Oddał jacht w dobre ręce.
Wspomnienia i zdjęcie: Wiesław Seidler
Jan Waraczewski
Przyjaciel. Armator s/y Marimba. Maestro. Żeglarz. Wędkarz. Z niebywałą łatwością i finezją potrafił się cieszyć życiem i ludźmi, którzy go otaczali.
Tak pożegnała go Filharmonia: Jan Waraczewski miał 69 lat. Był założycielem i dyrygentem popularnej w latach 70-tych orkiestry „Lekka kawaleria”. Swoje największe pasje – muzykę i żeglarstwo łączył tworząc cykl koncertów „Muzyka na wodzie”. Był także inicjatorem budowy nowej siedziby Filharmonii. W 2016 roku został odznaczony Medalem za Zasługi dla Szczecina. W pamięci muzyków i pracowników Filharmonii pozostanie jako kochający muzykę, charyzmatyczny lider orkiestry, ale także dobry, pełen ciepła i życzliwości człowiek.
Jasia żegnają i wspominają: Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie, Radio Szczecin, audycje Radia Szczecin, m.in. Żarłem muzykę, Kurier Szczeciński, Gazeta Wyborcza, Głos Szczeciński, Jerzy Kuliński, ponownie Głos Szczeciński. Informacja nt. księgi kondolencyjnej w Filharmonii. Radio Szczecin: Jana Waraczewskiego wspomina Halina Więcek-Przybyła. Rozmawia Konrad Wojtyła.
Materiały archiwalne i nie tylko: Portal o ulicy Przestrzennej w Szczecinie, Wikipedia, Gazeta: Takich rzeczy, jak filharmonia, nie buduje się na dziś [2013], Jubileusz Jana Waraczewskiego, koncertmistrza Filharmonii Szczecińskiej [2005], Kurier Szczeciński, wspomnienie Nigdy się stąd nie wyniosę - Jan Waraczewski - Kurier Szczeciński, reportaż TVP Szczecin Koncertmistrz z żeglarską duszą.
Tadeusz Siwiec
Lech Tołkacz
Armator s/y Jil, pracownik Wydziału Techniki Morskiej i Transportu ZUT. Takimi słowami pożegnał go Wydział:
Pracownik Politechniki Szczecińskiej od 1968 roku. Pełnił funkcję zastępcy dyrektora Instytutu Okrętowego od 1981 roku, następnie – od 1992 roku – dyrektora Instytutu Oceanotechniki i Okrętownictwa. W latach 1999 - 2005 był Prodziekanem ds. organizacyjno-finansowych Wydziału Techniki Morskiej. Aktywny uczestnik prac badawczych i dydaktycznych Wydziału, kierował Pracownią Techniki Śródlądowej oraz Pracownią Systemów Transportowych. W latach 2001-2004 pełnił funkcję dyrektora Biura Technologiczno-Projektowego PROMOR.
Pogodny, przyjazny człowiek, zasłużony dla Uczelni i Wydziału, zawsze przychylny studentom. Będzie nam Go brakowało.
Wspomnienie z Forum Uczelnianego, czasopisma ZUT.
Tadeusz Podkalicki
Dzidka – Halina Szymak
Szkolenie żeglarskie zdobywała już w rodzinnych Kielcach. Wkrótce po przyjeździe na studia do Szczecina dołączyła do naszego Klubu. Przy remontach jachtów na słynnej wyspie AZS poznała swojego przyszłego męża. To nie jedyna para skojarzona na wyspie! Przez długie lata uczestniczyła w życiu Klubu, żeglowała, sędziowała, działała organizacyjnie.
Do dziś starsi klubowicze pamiętają jak w chudych latach PRL, kiedy półki w sklepach były puste, zdobywała prowiant na rejsy dla wielu jachtów. I to nie byle jaki prowiant, bo znakomite puszki z Baltony z szynką na czele, dostępne tylko dla zaopatrzenia statków.
Do ostatnich lat kibicowała żeglarzom naszego klubu. Wielką przyjaźnią darzył Ją Ludek Mączka, któremu pomagała we wszystkich sprawach i odwiedzała w chorobie. Odeszła na wieczna wachtę 8 listopada 2015 r.
Hanna Kuźnicka
Jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, sternik lodowy, sędzia żeglarstwa klasy państwowej i żeglarstwa lodowego. Całym życiem oddana była żeglarstwu. Absolwentka Politechniki Warszawskiej Wydziału Elektroniki. Swoje żeglarstwo rozpoczęła w Żeglarskim Klubie Turystycznym PTTK „Rejsy”. Po zakosztowaniu żeglarstwa sportowego przeniosła się do Sekcji Żeglarskiej Warszawskiego AZS startując w klasach Finn i Słonka. Żeglarstwo lodowe uprawiała w Sekcji Żeglarskiej Klubu Sportowego „Spójnia” Warszawa. Po uzyskaniu stopnia kapitańskiego wielokrotnie startowała w Jacht Klubie AZS Szczecin w regatach pełnomorskich, niejednokrotnie z sukcesami. Prowadziła wiele rejsów stażowych, krajowych i zagranicznych. Lubiła mniejsze jachty, ale bywało że pełniła obowiązki oficerskie w rejsach na Pogorii. Łącznie przepłynęła blisko 30 000 mil morskich. Startowała wielokrotnie w regatach lodowych w klasie DN.
Była członkiem Jacht Klubu AZS w Szczecinie; pływała na Dali II, Umbriadze i innych Carterach; m.in. rejs na Dali II do Anglii z A. Marczakiem (1976 r), na Dali II do Amsterdamu 1981 (jako kpt.), na Smudze Cienia 1992 (jako kpt.), na Bonito do Kopenhagi 1996 (jako kpt.)….
…Żeglarka starego wzoru, która na wodzie szukała przyjemności i radości, która w żeglarstwie nie szukała medali i odznaczeń, nie szukała władzy ani tym bardziej pieniędzy.
Hanka nie tylko czerpała radość z żeglarstwa, ale i wnosiła swój osobisty wkład w zachowanie i krzewienie jego ideałów i wzorów, czystości obyczajów, w jego rozwój, popularyzację i przekazywanie następnym pokoleniom żeglarzy zasad etyki żeglarskiej.
Spłacała swój dług wobec społeczności żeglarskiej poprzez czynny udział na wszystkich szczeblach organizacyjnych od Klubu poprzez Okręgowy Związek Żeglarski, aż do Polskiego Związku Żeglarskiego w ich organach takich jak Komisje Sędziowskie i Sądy Koleżeńskie, które nie dawały dostępu ani do władzy ani do pieniędzy, ale pozwalały mieć wpływ na zachowanie bieli żagli i chronienie ich przed poplamieniem…..
Stanisław Januszkiewicz
Danka Schiller-Denisewicz
Ryszard Jaroszek
Był jednym z najstarszych, aktywnych członków Klubu; najstarszych zarówno wiekiem, jak i stażem klubowym – od 1950 roku. Jako student przyszedł do Klubu w czasach, gdy nasza przystań mieściła się na Gocławiu. Przyszedł i został; potem było Dąbie (obecnie HOM), wyspa Akademicka na Odrze i tu, gdzie jesteśmy obecnie - przy ul Przestrzennej.
Ależ to długi okres czasu; odległe dzieje obrosłe legendą lat powojennych i przy tym wierność jednemu klubowi – akademickiemu. Żeglarskie pasje Rysia wystawione zostały na ciężką próbę w pamiętnym rejsie „Witeziem II”, zakończonym rozbiciem jachtu na skałach w sztokholmskich szkierach we wrześniu 1962 r. Wiele lat później jeszcze żywo wspominał tamte trudne chwile (Zeszyty Żeglarskie nr 1 str. 11).
Żeglował dalej: „Pegazem” na Kattegat w 1967 r. (w Kopenhadze spotkali się ze znanymi polskimi żeglarzami – braćmi Ejsmontami), „Zewem Morza” do Londynu w 1968 r. (to nagroda za projekt architektoniczny – był architektem; m.in. budynek Urzędu Morskiego na Wałach Chrobrego to Jego projekt), rok później „Pegazem” na krańce Bałtyku do Kemi.
W ostatnich latach często można było Go widzieć przyjeżdżającego do Klubu rowerem. Miał dobrą kondycję i dobre zdrowie: trudno ocenić, na ile był to wynik uprawiania żeglarstwa, na ile pogodny, spokojny charakter ducha, a na ile tybetańskie ćwiczenia-rytuały gimnastyczne (kilka lat temu zaciekawiony Jego, niecodzienną w tym wieku, kondycją i sprawnością ruchową wdałem się z Nim w rozmowę; okazało się, że ćwiczenia które wykonuje, podparte odrobiną wschodniej filozofii, są pożyteczne i również stosowane przez innego naszego kolegę, znanego, utytułowanego i nie pierwszej już młodości żeglarza-muzyka).
Władysław Buchholz
W latach 70. i następnych ubiegłego wieku Wład był nauczycielem akademickim na Politechnice Szczecińskiej na WBiA. Na kierunku budownictwo wodne wykładał przedmiot „eksploatacja i zabezpieczenie budowli wodnych”. A że do tego był zapalonym żeglarzem, więc wymyślił praktyki studenckie w trakcie rejsu zagranicznego.
Połączenie „trudów i uciążliwości” nauki studenckiej z przyjemnością żeglowania wywołało nasze (studentów) spore zainteresowanie, tym większe, że celem rejsu miał być upragniony i nie tak łatwo osiągalny (ówczas) Zachód. Przygotowania trwały cały rok; m. in. za udział w rejsie pracowaliśmy w Klubie przy budowie dużego hangaru i budynku bosmanki z boksami.
Rejs był poważny, z doświadczonymi, znanymi kapitanami – w trzy jachty: „Trygław” (ze Szkoły Morskiej, której to jachty ówczas cumowały na naszej przystani), „Pegaz” (Wład był jego opiekunem – bosmanem; w trakcie zimowych remontów obciął „Pegazowi” rufę, ale to już inna historia) i pamiętna Gieniowa „Dal II”.
Dla powagi praktyk studenckich, żeby obronić naukowy charakter rejsu, Wład wymyślił trasę na Kanał Gota w Szwecji i Kanał Kiloński z wyjściem na Morze Północne i do Hamburga, a tematem praktyk miało być praktyczne zapoznanie się z budowlami hydrotechnicznymi (i było: cumowaliśmy do nabrzeży, śluzowaliśmy w śluzach Kanału, płynęliśmy Kanałem).
Wypływaliśmy w gorącym sierpniu 1980 roku, wywożąc na Zachód ukryte na jachcie szczecińskie postulaty strajkowe, wywieszone na bramie stoczni A. Warskiego). Płynąłem na „Pegazie” trasą na Kanał Kiloński i Morze Północne. Z całej studenckiej praktyki, chyba bardziej niż budowle hydrotechniczne interesowało nas życie na St. Pauli, ulica Reeperbahn i „za Żelazną Bramą” w Hamburgu. Były też korzyści praktyczne: części samochodowe zakupione na „szrotach” (Wład miał Garbusa). Takie to były czasy ! Potem Wład opiekował się Carterem „Bonito”, w Klubie bazowała „Imorka” – spora motorówka Władowego Instytutu Inżynierii Wodnej, były obozy naukowe studentów Politechniki; to Jego inicjatywy. Umiejętnie i z korzyścią dla wszystkich łączył naukę akademicką z żeglowaniem, Politechnikę z Klubem. Dużo żeglował: w 91. popłynęliśmy z Nim „Smugą Cienia” do Kopenhagi i Kilonii „odkrywając” po drodze kanał Falsterbo. W latach 90. spotykałem Włada w ośrodkach jeździeckich na jazdach konnych (w butach do jazdy konnej i bryczesach potrafił przyjść do Klubu), ale to już zupełnie inne historie.
W porządku facet: i jako nauczyciel akademicki i jako żeglarz, kolega Klubowy, organizator bezinteresownego żeglowania dla innych – młodzieży, studentów.
Marta Łaźniak
Jerzy Morzycki
Lekarz - chirurg, kapitan jachtowy, instruktor i egzaminator, działacz żeglarski. Był najbardziej znany jako autor kultowego podręcznika „Jachtowy poradnik medyczny”. Żeglarsko związany z klubem „Chemik” Police i Centralnym Ośrodkiem żeglarskim w Trzebieży. Był też członkiem Bractwa Wybrzeża Mesy Kaprów Polskich. Miał 85 lat, przeżył swojego syna Pawła, też kapitana żeglugi wielkiej.
(autorem informacji jest Andrzej Remiszewski z SAJ, natomiast fotografia pochodzi z archiwum “Żagli”)
Edward Zając
Morskie żeglarstwo turystyczne uprawiał od lat sześćdziesiątych. Patent jachtowego sternika morskiego uzyskał pod koniec lat 70. w Centralnym Ośrodku Żeglarskim w Trzebieży. Ustecki działacz żeglarski, członek Rady Armatorskiej wybrany w roku 2010, co zostało potwierdzone w kolejnych wyborach w 2013. Podczas pracy w Radzie dał się poznać jako dyskutant zaangażowany ale rozważny, analizujący długofalowe skutki naszych działań i zawsze pragmatyczny. Oczywiście najbardziej na sercu leżały Mu dwie sprawy: wolność żeglowania i katastrofalna jakość portu w Ustce, któremu brak zarządcy rozumiejącego potrzeby żeglarzy.
Zapalony i bardzo ofiarny propagator liberalizacji żeglarstwa w Polsce, dał się poznać ze świetnego pióra. Honorowy Morski Ambasador Ustki (2009). W środowisku żeglarskim był bardzo ceniony także za przyjacielskie usposobienie, życzliwości chęć bezinteresownej pomocy innym.
Był bardzo doświadczonym żeglarzem z olbrzymim stażem ponad jedenastu tysięcy mil morskich w samotnych rejsach na małych jachtach, na Bałtyku i Oceanie Atlantyckim. W 2012 roku Edward Zając startował w „Challenge’u Jester", którego oceaniczna trasa prowadziła z Plymouth na Azory. Mimo że płynął na swojej łodzi „Holly", liczącej zaledwie sześć metrów sześćdziesiąt centymetrów długości po pokładzie, najmniejszej jednostce biorącej udział w tym żeglarskim wydarzeniu - szczęśliwie pokonał trasę liczącą ponad dwa tysiące dwieście mil i niełatwe, zmienne pogody Atlantyku. Startował także trzykrotnie w regatach samotnych żeglarzy o „Puchar Poloneza".
Jesienią 2012 roku Edward Zajac przyprowadził do macierzystego portu w Ustce, mimo burzliwego stanu Bałtyku, swój nowo nabyty w Szwecji jacht “Holly II” (zbudowany w latach 70-tych ub. wieku), nieco większy od poprzedniego. Planował, że popłynie tym jachtem na sławne i bardzo wysoko notowane w środowisku żeglarskim - Transatlantyckie Regaty Samotnych żeglarzy OSTAR (The Observer Singlehanded Transatlantic Race), których trasa prowadzi z Plymouth w Wielkiej Brytanii do Newport w USA. Udział w tych regatach był marzeniem Edwarda!
Dwukrotnie otrzymał nagrodę miesięcznika „ŻAGLE" w konkursie “Rejs Roku” za bardzo ambitne samotne rejsy morskie i oceaniczne.
Edward Zając został w ubiegłym roku uhonorowany po raz drugi tytułem „Żeglarza Roku", na uroczystości w Muzeum Sportu w Warszawie.
Niedawno, z okazji Święta Flagi, sławny żeglarz był przyjmowany przez Pana Prezydenta RP.
Zginął w morzu po wypadnięciu za burtę swego jachtu dnia 05.07.2013 wracając z „Baltic Sail” (Gdańsk) do Ustki.
Ryszard Książyński
J.kpt.ż.w., instruktor, sędzia, działacz
Członek Akademickiego Związku Morskiego i sekcji żeglarskiej AZS w Szczecinie w latach 1948-1951. Uczył rzemiosła żeglarskiego nas wszystkich z tamtych lat – Ziomka Ostrowskiego, Leszka Zarębskiego, Ludka Mączkę, Kazia Pogonowskiego, a także Marylkę Grochowską, Dankę Kopacewicz, Włodka Bąkowskiego i wielu innych w różnych szczecińskich klubach.
W roku 1950 przeprowadził naszą „Ewę II” (późniejszą „Kanię”) morzem z Dziwnowa do Świnoujścia, gdy wyjścia na Bałtyk były zabronione. Jacht i załoga zostały wtedy w Świnoujściu zaaresztowane. W przełomowym październiku 1956 r. poprowadził rejs „Witeziem II” do Rostoku w ciężkim jesiennym sztormie.
Mieszkał w Szczecinie do końca lat 50-tych. Był jednym z założycieli Szczecińskiego Jachtklubu Morskiego. W późniejszych latach działał na Śląsku. Był wieloletnim kapitanem jachtu „Leonid Teliga”, na którym odbył piękny rejs do USA, i dalej rzekami amerykańskimi z Nowego Jorku do Nowego Orleanu i z powrotem do kraju.
W czasie II Wojny Światowej był żołnierzem Brygady Sandomierskiej Armii Krajowej, brał udział w akcji „Burza”.
Janusz Tyszkiewicz
Żeglarstwo było dla Niego życiowym hobby, jak sam kiedyś napisał w dedykacji na podarowanej książce, oczywiście żeglarskiej. Z żeglarstwem akademickim Szczecina związany był od dziesięcioleci – w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku kierował Jacht Klubem AZS (1965-1967), potem przez wiele lat organizował szkolenia żeglarskie.

Niedzielny trening żeglarskiej młodzieży prowadzonej przez Janusza Tyszkiewicz z klubowej barki około 1963-64. Foto Izydor Węcławowicz
Niezapomniane pozostaną jego dokonania kulinarne – świetnie przygotowane specjały kuchni francuskiej, domowe wina, uprawy orzechów, aronii. Szczęśliwy, kto gościł u Janusza w Grabowie, kto przy melodyjnych dumkach Kresowych wdał się z gospodarzem w dysputy na tematy żeglarskie i nie tylko…
Michał Siciński
Nie jest łatwo pogodzić się z odejściem młodego człowieka. Dla Tomasza Gąsowskiego (NIKELIN), dziadka Michała to niewyobrażalna tragedia.
Byliśmy z żoną bardzo związani z Michałem, od maleńkości pływał z nami i powoli opanowywał sztukę żeglowania. Zrobił patent żeglarza, później sternika jachtowego. Przez ostatnie trzy lata w czasie wakacji pracował jako instruktor na Mazurach i w Gdańsku w Programie Edukacji Morskiej. Uczestniczył dwukrotnie w T.T.S.R na Gaudeamusie pod dowództwem kpt. Rafała. W lipcu 2012 odprowadzał duży jacht (51 stóp) z jego właścicielem z Malagi na Gran Canarię. Miał już spełnione wszystkie wymogi na sternika morskiego. Był bardzo uczynny, chętnie pomagał wszystkim potrzebującym.
Zbigniew Błaszczak
Czesław Bober
Nie potrafię powiedzieć, w kategorii dat, jak był okres Jego sekretarzowania i kierowania Klubem. W mojej pamięci były to czasy dużych zmian, czasy formowania i stabilizacji Klubu w nowym miejscu, budowy obecnej siedziby Klubu. Wiem, że to były owocne czasy. Wiele w tym było zaangażowania i zasługi Czesława.
Z innej strony pamiętam również pomoc Czesława w organizacji poszczególnych rejsów – czy to na regaty, czy inne pływania. Sam tego doświadczyłem. Pamiętam ogromny wkład przy organizacji wyprawy Ludomira Mączki na „Marii”. Nie tylko na początku, przy wypływaniu „Marii” w 1973 r., ale także w trakcie rejsu. Wspomnę pomoc w wyprawianiu kolejnych załóg na „Marię”: - Andrzeja Marczaka na wyspy Kanaryjskie, Jurka Pisza i Kazika Jasicy do Peru, a później Jerzego Boehma do Australii. Wszyscy wieźli zaopatrzenie dla jachtu, które trzeba było przetransportować do Gdyni na statek. Wspomnę także załatwienie możliwości odbioru prowiantu ze statku PLO w Australii. Symbolem tej pomocy dla „Marii” może być składana łódeczka – bączek typu „stynka” podesłana na trasie i przez załogę nazwana żartobliwie, ale z sympatią „Boberkiem”. Ta nazwa została już uwieczniona w książce Jurka Pisza „Marią przez Pacyfik”.
Za to wszystko, za Jego zaangażowanie, będziemy Czesławowi zawsze wdzięczni. Cześć Jego pamięci!
Kazimierz Stachowiak
Wiesław Hajduk
Armator s/y Maggie Sue.
…staliśmy koło siebie kilka lat na brzegu, było wesoło i smutno, marzenia i wspomnienia, mimo folii część kurzu była u mnie lub u niego, przeprosiny i śmiechy… i Norberta lub Dominiki wiadomość na stronie…. życie czasami bywa dziwne, a czasami okrutne???
Grzegorz Lizik
Elżbieta Busz (Piórkowska)
Andrzej Kwiecień
żeglarz, były członek naszego Klubu. Bardzo długo, 10 lat, chorował. Był u nas w JK AZS w czasie studiów (Politechnika Szczecińska, Chemia, 1966-71) i potem. Pływał też na Tytanie, gdy pracował w Policach. Mało osób sobie Go przypomina, ale był serdecznym kolegą. Miał st.j., a może nawet st.m.
Pomagał przy Marii w roku 1973 i potem, gdy stała w PTTK. W plastykowych workach z Polic, które kupował dla nas, świetnie przechowywały się mapy. Do teraz.
Ziemowit Ostrowski
Żołnierz Armii Krajowej, skazany na karę śmierci w okresie stalinizmu, ułaskawiony tuż przed wyrokiem; jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, pierwszy Prezes JK AZS w Szczecinie w latach 1956-1958, sędzia regatowy, mierniczy, inspektor techniczny PZŻ, członek honorowy PZŻ; członek honorowy JK AZS. Guru Ludka Mączki i jeden z jego najbliższych przyjaciół. Był legendą klubu żeglarskiego AZM/AZS Szczecin - i jego członkiem od 1948 r.
(z kroniki Akademickiego Związku Morskiego w Szczecinie)
“…Otóż jak wspomniałem “Swarożyc” wylegiwał się bezczynnie na dnie basenu, kupcząc swym ciałem (jak pisze w Biblii) i pokrywając się zgnilizną moralną w postaci warstwy zielonych glonów pasożytujących chciwie na jego gnuśnym truchle…. Leżał tak prawie trzy miesiące! Aż w końcu….. w końcu PZŻ obiecał nam, że gdy go wyciągniemy, będzie nasz. Rzecz nie była łatwa. Brak windy, kołowrotów, nawet bloków i silnych stalówek. Ale Azetesiacy nie znają rzeczy niemożliwych. Kilka dni trwały przygotowania, z których najważniejsze to zainstalowanie bomu wyciągowego na maszcie. Bohaterem tego dnia był kol. Ziemowit Ostrowski ze Szkoły Inżynierskiej, który prawie cały ten pamiętny dzień 5-go grudnia 1948 r. spędził między niebem a ziemią dyndając na pasku od spodni na szczycie masztu, odmocowując i zamocowując stalowe liny dźwigające ramię bomu. Gdy zszedł w końcu z tych zawrotnych wysokości w pół był już uduchowiony przez bliski kontakt z niebem….”
Józef Demczuk
Żegnamy naszego Kolegę - Żeglarza, od wczesnych lat powojennych związanego ze Szczecinem i żeglarstwem szczecińskim. Początkowo w Lidze Morskiej a potem od 1951r. związał się z żeglarstwem akademickim Szczecina, któremu to Klubowi - Jacht Klubowi AZS, pozostał wierny do końca. Aktywny w okręgowym związku żeglarskim - w latach szeiąćdziesiątych był Kapitanem Sportowym Okręgu, działał również w strukturach krajowych związku - w Głównej Komisji Egzaminacyjnej PZŻ. Żeglował w rejsach morskich na wielu szczecińskich jachtach, m.in.: na legendarnym “Witeziu II”, na “Wojtku”, “Swantewicie”, “Pegazie”, “Enifie”, “Chrobrym”.
Startował w morskich regatach krajowych i zagranicznych: w niemieckich regatach Ostseewoche, w szwedzkich regatach Gotland Runt, w regatach w Danii i w USA. Jego praca zawodowa, tak mocno związana z gospodarką morską i morzem, pozwoliła Mu łącząc się z żeglarską pasją aktywnie współuczestniczyć w budowie przynoszących chwałę polskiemu szkutnictwu jachtów: Enif, Taurus, Amigo, “Dar Szczecina” i innych. Można by jeszcze wymieniać zasługi i działania ku pożytkowi innych naszego nieodżałowanego Kolegi ale są pewne fakty z pozoru mało ważne w chwili gdy się zdarzały ale które jakże trwale wpisując się w naszą pamięć, pozostawiły ślad. Otóż w ciężkich dla żeglarstwa czasach w 1952r. gdy wojsko usunęło żeglarzy i ich jachtów z przystani na Gocławiu, z Pałacyku Jachtowego i wydawało się, że nie ma dla nich miejsca to właśnie nasz zmarły Kolega z przyjacielem Klubowym penetrując obszary przywodne Międzyodrza odkryli w górze rzeki opuszczoną wyspę, która miała pusty hangar i czynny slip z wyciągarką i która na długie lata stała się bazą żeglarzy akademickich pozwalając przetrwać i rozwijać się Klubowi. Także trwałym śladem naszego Kolegi jest postawiony przez Niego w Jacht Klubie AZS maszt Klubowy który od lat służy żeglarzom jako centralny punkt przystani i wszystkich odbywających się tam uroczystości. Przypomina się jeszcze Jego dom rodzinny - pełen życzliwości i zrozumienia dla odbywających się tam licznych spotkań żeglarzy. I nie medale i zaszczyty którymi Cię obdarzono ale właśnie takie zdarzenia pozostawią Ciebie w naszej pamięci … Żegnaj …
Kazimierz Rypiński
Miał 90 lat. Urodził się w Poznaniu w roku 1920. Brał udział w II wojnie światowej. Do Szczecina przyjechał w marcu 1946 r. a ze szczecińskim żeglarstwem związał się od 1948 r. Jeden z najbardziej zasłużonych działaczy Okręgowego Związku Żeglarskiego. Wieloletni członek Zarządu, przewodniczący Komisji: Sportowej, Morskiej, Turystycznej, Dyscyplinarnej, Okręgowego Kolegium Sędziów. Jego pasją była historia żeglarstwa na Pomorzu Zachodnim. Przez wiele lat był przewodniczącym Komisji Historii SOZŻ , twórcą Kroniki Żeglarstwa Szczecińskiego.
Był najstarszym polskim żeglarzem i jednym z najstarszych powojennych sędziów żeglarskich, wielokrotny Sędzia Główny in regatach Szczecińskiego Okręgu Żeglarskiego. Członek Jacht Klubu “GRYF” (w latach 1949-1951 sekretarz Klubu), Jacht Klubu AZS Szczecin, SEJK “Pogoń”, Yacht Klubu Polski. Jachtowy sternik morski, odbył wiele rejsów po Morzu Bałtyckim i Północnym - przepłynął 50 tysięcy mil morskich. Brał udział w regatach okręgowych i OPSAIL. Absolwent Politechniki Gdańskiej Wydział Budownictwa (1957). Pracował jako dyrektor w Zarządzie Nieruchomości Miejskich, potem w Wojewódzkim Zjednoczeniu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Wyróżniony i odznaczony Krzyżem Kawalerskim OOP, Medalem za Szczególne Zasługi dla Żeglarstwa Polskiego, Honorową Odznaką “Zasłużony Działacz Żeglarstwa Polskiego”, Honorową Odznaką “Zasłużony dla Żeglarstwa Szczecińskiego”, Członek Honorowy Polskiego Związku Żeglarskiego. Od 7 sierpnia 2010 r. żegluje już po innym Oceanie… Zapisał się trwale w dziejach szczecińskiego i polskiego żeglarstwa. Pozostanie w naszych sercach na zawsze.
Paweł Morzycki
Ryszard Markowicz
Aleksandra Buszkiewicz
Waldemar Kolec
…Dowiedziałem sie, ze na poczatku obecnego roku (styczeń 2008?, wiosna?) zmarł Waldek Kolec. Łącze zdjęcie Waldka, z myslą by je umiescić w rubryce “Na wiecznej wachcie” . Historię jachtu jaki budował na naszej przystani znacie chyba lepiej ode mnie…
Adaś Sobolewski może wiecej wiedzieć o nim i zdaje się, że znał go Marek Drechsler.
…Studiowałem z Waldkiem Kolcem. Ur sie w roku 1951. Studia w Szczecinie na Rybactwie morskim zaczął w 1970 r i wtym roku trafił do AZS jako st.j. Dużo pływał, szybko robił stopnie. Równocześnie z Rybactwem studiował nawigację na WSM.Po studiach pływał w “Transoceanie” gdzie doszedł do stopnia Kpt.ZW. Był prymusem na kursie kapitanow. Na przystani budował Bruceo które było marzeniem jego życia.(Adasiowa “Wanda-Maria”. Różne koleje losu nie pozwoliły popłynąć na wymarzoną Polinezję. Zginął jak wiem w wypadku samochodowym pod Krakowem i chyba tam został pochowany. Adam Sobolewski powinien cos dodać.
Ala Banaszak
“…Panią Alę zapamiętamy jako bardzo życzliwą, ciepłą kobietę i jesteśmy przekonani, że w kolejnym sezonie żeglarskim będzie nam towarzyszyć w rejsach i dbać o to, abyśmy z nich szczęśliwie wracali… Głęboko wierzymy w to, że Ten Na Górze bierze do siebie tylko dobrych ludzi- szczególnie gdy zaprasza ich do siebie zbyt wcześnie…”
“…Ala jak żadna z nas była prawdziwą żeglarką, czuła wodę i wiatr, …”
Zdzisław Langiewicz
Krzysztof Strączko (Karol)
Krzysztof Strączko, dla nas najcześciej KAROL….
Zawsze spontaniczny, wesoły, pełen energii…
Nie raz wspominamy jego opowieści o barwnej młodości, o tym jak właśnie żeglarstwo ukształtowało jego charakter. Wtedy, gdy mógł mu sie poświecić, pochłaniało go bez reszty. Potem, po studiach, przyszło INNE życie, gdzie rodzina i sprawy zawodowe stały się ważniejsze. I im był znów oddany całym sobą, bo taki był właśnie KAROL… Ale chyba i wtedy był często myślami i wspomieniami z żeglarzami.
I juz umówiliśmy się na przyszły sezon,…. a TY KAROL mogłbyś teraz tylko powiedzieć ….
Co bylo wielkie, małem się wydało.
Królestwa bladły jak miedź zaśnieżona.
Co poraziło, więcej nie poraża.
Niebiańskie ziemie toczą się i świecą.
Na brzegu rzeki, rozciągnięty w trawie,
Jak dawno, dawno, puszczam łódki z kory.
(Cz. Milosz)
KAROL… nie przestanie byc naszym przyjacielem….
Krzysztof Mańko
Ludek Mączka
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o Ludku, kto nie zna jego żeglarskich dokonań?
Ludomir Mączka - sternik morski, ukończył Uniwersytet Wrocławski-geologię; uczestnik obozu żeglarskiego w Trzebieży w 1949 r. W Sekcji Żeglarskiej AZS Szczecin od 1952 roku, od 1955 roku na stałe mieszkał w Szczecinie. Tak było … a potem… potem morza i oceany, i legenda polskiego żeglarstwa.
Aleksander Stefan Lewicki
Roland Głowacki
W Szczecinie pracował od 1963 r., najpierw jako aktor Teatrów Dramatycznych, później Teatru Polskiego. Grał także w filmach, m.in. Juliusza Zborskiego w “Prawdziwym końcu wielkiej wojny” czy por. Rolanda w filmie “Orzeł”. W tego ostatniego wcielił się tak sugestywnie, że środowisko “podwodniaków” traktowało go jak swojego i przyjęło nawet na członka Bractwa Łodzi Podwodnych. Niezwykle szarmancki i przystojny. W teatrze grywał królów, książąt, hrabiów.
“Ja zawsze cieszyłem się dniem dzisiejszym” - mówił w wywiadzie zamieszczonym w programie teatralnym “Chłopców” - “Nie miałem ambicji bycia na topie. Wiele lat żegluję, a mam zaledwie stopień sternika. Wystarcza mi, że żegluję. Ale lubię ludzi, kocham życie. A w życiu wszystko sobie można wmówić. Sąsiad słucha muzyki zbyt głośno? Ach, jakże on ją musi lubić!”.
Bogumił Pierożek
Bibek, tak Go nazywali przyjaciele, dużo pływał na jachtach klubowych - na “Swantewicie”, “Witeziu II” - dookoła Anglii (to był wtedy wyczyn); pochodził z Kresów, ze Lwowa; podobnie jak Emil Teczek Żychiewicz, jak Ludek Mączka. Żeby lepiej zrozumiec te rejsy to trzeba przypomnieć, że “Witeź” nie miał … silnika, a Bibek przepłynął “Witeziem” Kanał Kaledoński!! - na burłaka …
Kazimierz Pogonowski
W AZS-sie od 1949 r. St. morski
Przez dlugie lata z żeglarstwem związany zawodowo. Pracował w Szcz. Stoczni Jachtowej, później w Politechnice Szczecińskiej.
Pływał na wszystkich łódkach klubowych - Tuńczyku, Meduzie, Maćku, Kaczorku, Ewie-Kani, Bialym Słoniu-Przodowniku-Nadirze, Witeziu, Starze (Delfin), Dragonach, Folkboatach.
Zbigniew Jałtoszuk
Był reprezentantem Polski na Mistrzostwa Swiata w kl.Hornet. Później z powodzeniem startował na Dragonie “Sindbad” w Kraju i za granicą. Zawodowo zwiazał się z żeglarstwem i jako Trener wychował wielu szczecinskich zawodnikow. Zbudował morski jacht “Hals Team” na którym również odnosił sukcesy. Prowadzil sklep żeglarski w Szczecinie
(foto z arch, M. Józewicza)
Andrzej Wójcik
Bogumił Derejczyk
Przez wiele lat opiekun jachtu KANIA. Organizator obozów żeglarskich dla studentów. Podczas rejsów po zalewie studenci zbierali materiały o portach, podejściach i wszystko co było potrzebne aby na ich podstawie powstała pierwsza turystyczno-żeglarska mapa Zalewu Szczecińskiego i jeziora Dąbskiego do dziś używana przez żeglarzy.
[brakuje: mapa opracowana przez B. Derejczyka]
Zenon Dmochowski
Żeglarz - dziennikarz - fotoreporter W Klubie od 1949, szczegolnie aktywny w latach 1950-tych, kiedy fotografował i opisywał ważniejsze zawody i wydarzenia żeglarskie (w których sam brał udział). W 1973 opublikował w “Ziemi i Morzu” słynny wywiad z Ludkiem Mączka pt. “Kaprys Milionera”
Dla Zenka Dmochowskiego. Ku pamięci.
Jak mogłam się poczuć, gdy wreszcie dotarłam do mojego przyjaciela z młodzieńczych lat i na moje zapytanie, czy jest Zenek Dmochowski, dostaję od młodego chłopaka odpowiedź “On już od 2002 leży na Cmentarzu Centralnym”?
Z ksiązką w ręku, którą chciałam mu podarować, gdzie wiersz jest przezemnie o nim napisany, wracam do samochodu - rozerwana-smutna, dlaczego żaden z moich przyjaciół żeglarzy, którzy go znali nie powiedzieli mi “Zenek nie żyje”. Czy nie dotarła do nich wieść o jego śmierci? Redaktor, fotoreporter Głosu Szczecińskiego, żeglarz odznaczony uczestnik powstania warszawskiego - poeta. Cóż z tego, że był komunistą, on był idealistycznym komunistą, pomagał innym, skrzywdzonym przez wojnę i komunę, stojący nieraz przed bramą stoczni szczecińskiej w czasie walk Solidarności. Z takim życiorysem można zwariować. W roku 1979 odwiedził mnie niespodziewanie w Hamburgu, gdzie wówczas mieszkałam. W tym czasie stałam sama jak wyrzutek społeczeństwa po złamanym małżeństwie, wtedy też mogłam zwariować. On mnie pocieszał, chociaż sam był w rozterce bo uciekł z Włoch będąc w towarzystwie, którego głupiego gadania nie mógł wytrzymać. Pomogłam mu kupić jakieś stare futro, dla jednej z jego pań, z którymi za dużo szczęścia nie zaznał. Jego życie jest dla mnie utkane przerywkami ale wiem na pewno, że był to człowiek pisany przez duże “C”, wszyscy wiemy jak mało idealistów zostało na tym świecie.
Bogdan Dominiuk
Należał do czołówki szczecińskich trenerów żeglarstwa. Wychował i nauczył wygrywania zawodów z wiatrem i wodą kilkuset, a może i większą grupę młodych ludzi, którzy garnęli się do tego sportu w LKS Pomorze Stargard, w szczecińskim AZS i Pogonii.
Sam w latach sześćdziesiątych był członkiem kadry narodowej w klasie “OK Dinghy” i “Finn”. Największe sukcesy sportowe odniósł pod koniec lat siedemdziesiątych jako trener.
Od pierwszych żeglarskich kroków po udział w olimpiadzie (Tallin 1980 r.) prowadził Jana Bartosika i jego młodą załogę na “Solingu”. Pierwszy raz nasze województwo pokonało ówczesną potęgę w tej klasie - Gdynię.
Prowadził także z ogólnopolskimi sukcesami olimpijską klasę “470”, na której m.in. żeglował Marek Muzykiewicz, który odszedł do żeglarskiej krainy szczęśliwości zaledwie dwa dni wcześniej.
Miał 51 lat. Zmarł nagle na swojej przystani.
Marek Muzykiewicz
Emil Maria Żychiewicz
“Teczek”, urodzony we Lwowie ukończył wydział prawa na Uniwersytecie Lwowskim im. Jana Kazimierza.
Przed wojną członek AZM Lwów; potem AZM Wrocław; żeglował w Jacht Klubie AZS w Szczecinie (“Witeź II” - do Islandii).
“… na egzaminie na żeglarza trafiłem na Teczka Żychiewicza i zadał mi trzy pytania, i na te trzy pytanie odpowiedziałem “nie wiem”. Teczek się popatrzył i powiedział: “no to kolego pojutrze na pływanie”. Później Go pytałem czemuś mnie nie wyrzucił na zbita mordę - “a bo ja mam duszę personalnika i wiedziałem, że z Ciebie będzie żeglarz” …”
Jerzy Józewicz
mgr inż., harcerz, żeglarz, jacht. sternik morski. Praca: Biuro Projektów Budownictwa Wiejskiego (1955), Biuro Projektów Budownictwa Morskiego, Urząd Miejski (do 1994). W Szczecinie od 1945 r., ze szczecińskim żeglarstwem związany od połowy 1946r.; członek Czarnej 7 Wodnej Drużyny Harcerskiej im “Zawiszy Czarnego”, YKP (1949), SŻ AZS (1950), JK AZS. Brał udział w szkoleniach w ośrodkach żeglarskich - Trzebież 1947, Jastarnia 1948, a następnie w Mistrzostwach Polski, m. in. kl. “Dragon”, Mistrzostwach Okręgu; Mistrz Okręgu Szczec. w klasie “H”. Uczestnik wielu regat: Regat Jesiennych o “Błękitną Wstęgę Jeziora Dąbskiego” (1950), I Długodystansowych Regat Dąbie-Wicko-Dąbie" - I m. na s/y Kania (1951), Regat Pokoju (1952), Ostseewoche w Warnemunde - II m., s/y “Witeź II”, z kpt. K. Haską w kl. od 7 do 9 KR (1956), Stralsunderwoche (1956), Etapowych Regat Turystycznych Świnoujście - Gdynia na Operację Żagiel (1974) i inn. Rejsy głównie po M. Bałtyckim, ale także na M. Czarnym, M. Śródziemnym. Pływał na jachtach: “Przygoda”, “Wicher”, “Witeź II”, “Kaczorek”, “Przodownik”, “Kania”, “Kasjopea”, “Gryfita”, “Pegaz”. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi i Odznaka Gryfa Pomorskiego, “Zasłużony Działacz Żeglarstwa Polskiego”.
ks. Adam Barcz
“Każ mi przyjść do siebie po wodzie, przez wodę matkę życia, żywioł śmierci, obmycia … pozwól mi przyjśc …” - te słowa poety ks. Janusza Pasierba wypisano ku pamięci ks. Adama Barcza, który 1 sierpnia 2001 r. nie powrócił ze swojego ostatniego rejsu.
W r. 1979 rzucił studia politechniczne i wstąpił do zgromadzenia zakonnego Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Seminarium a potem studia na KUL-u, nie przerwały Jego pasji żeglarskiej. W r.1984, jeszcze jako kleryk, uzyskał uprawnienia kapitańskie.
W 1989 r. (już po święceniach kapłańskich w 1986 r.) prowadząc “Żaka” zdobył kolejne wicemistrzostwo Polski w klasie Carter.
Potem przebywał w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie jako duszpasterz polonijny i kapelan Chorągwi Harcerzy na Kanadę.
Na cmentarzu w Szczecinie-Zdroje wśród wielkich tłumów żegnały Go trzy wielkie rodziny, do których należał - najbliżsi krewni i przyjaciele, rodzina zakonna, parafialna z delegacjami z wszystkich miejsc w których pracował i rodzina żeglarska.
prof.dr inż. Tomisław Matyszewski
Kierownik Zakładu Budownictwa Ogólnego i Materiałów Budowlanych Politechniki Szczecińskiej.
W latach 1969-1987 był komandorem JK AZS. W tym okresie Klub bardzo potrzebował silnego oparcia we władzach uczelni aby stawić czoło zakusom panujących “stoczniowców”. Jak pisał Z. Ostrowski “…w roku 1971, Klub przeżył horror: Stocznia (podówczas Warskiego) zechciała być właścicielem całej Przystani! Po sławnym pytaniu Gierka do strajkujących “Pomożecie?” i odpowiedzi stoczniowców “Pomożemy” - Stoczni się niczego nie odmawiało; - dostali, co chcieli. By odzyskać prawo do części terenu trzeba było 3-ch lat starań i trochę szczęścia. Późniejsze meandry prawne doprowadziły do stanu, że dziś Klub dzierżawi przystań, którą znalazł, zagospodarował i budował od lat 50-tych…”
Zbigniew Górkiewicz
Roman Kruk
Jerzy Madeja
doskonały żeglarz, przyjazny wszystkim i przez wszystkich lubiany Człowiek j.kpt ż.w. Jerzy Madeja. Do końca aktywny - jeszcze w Niedzielę Palmową uzgadniał program poniedziałkowego zebrania zarządu Klubu. Zebrania już nie doczekał. Zmogła Go nieuleczalna choroba, z którą walczył od dłuższego czasu.
Jerzy Wasylik
architekt, muzyk
Zaczął żeglowanie od jachtu typu “foka” o tej samej nazwie. W 1993 r. jako jeden z pierwszych armatorów prywatnych Klubu, razem z jachtami “Aspoletka” i “Inez” (jednostki o dł. 5,5 m) opłynął Rugię, która była w następnych latach celem rodzinnych wyjazdów urlopowych. Żeglowanie nie było Jego jedyną i wyłączną pasją. Żeglowanie traktował jako sposób na wypoczynek po pracy i miejsce spotkań koleżeńskich.
Był miłośnikiem dobrej muzyki, literatury, a zwłaszcza s-f. Malował obrazy futurystyczne, pejzaże, a także miniatury o tematyce marynistycznej.
Michał Domagała
Tadeusz Pasek
W Klubie od czasów studenckich, od r. 1950-go.
Po okresie przerwy, ponownie aktywny w latach 1980-1990 -tych
Jan Bartosik
Michal Domański
…Michał Domański- Dzięki niemu wiosną 69 trafiłem do AZS. Razem zdawaliśmy maturę w LO VI. Wcześniej żeglował na Hornecie i FD w “Pogoni.” W AZS na Finnie i na Starze z Januszem Kędzierskim (przynajmniej 1 medal MP) od 70 pływaliśmy razem w podstawowym składzie na “Dal II”. Razem w 72 zdaliśmy na j.st.m.
Po studiach wyjechał do Szwecji gdzie pracował jako lekarz ortopeda. Był armatorem kolejnych jachtow w Szwecji i Turcji. Wczasie studiow reprezentował PAM w narciarstwie alpejskim. W trakcie wyjazdu na narty niespodziewanie dopadł Go zawał.
Joanna Pawluk
…“daj sporta!”… to Aśki powiedzenie bardzo szybko zastąpiło Jej nazwisko. Była duszą towarzystwa, doskonałą żeglarką i świetnie jeździła na nartach.
Nasz klubowy “nadworny” lekarz. Po skończeniu studiów medycznych była bardzo dobrym kardiologiem. Wielu żeglarzy było jej pacjentami. Pomogła wielu ale sobie pomóc nie mogła choć walczyła do końca.
Bolesław Lach
W AZS-ie od 1953 r. St. morski
Technik mechanik
Był bosmanem “Przodownika” potem Nadira
Pracował w Szczecińskich Zakładach Wł.Sztucznych
W 1973 zdobył ołów i zorganizował dobalastowanie “Marii”. Po okresie przerwy zdrowotnej ponownie czynny z Klubie w latach 1980-tych i 1990-tych.
Zbigniew Faberski
Feliks Wodzyński
Żeglować zaczął w roku 1935, najpierw na pobliskiej Bzurze, później na Wiśle - już jako harcerz warszawskiej “9-ki”. Jesienią 1946, czekając na inaugurację pierwszej w dziejach Szczecina Wyższej Uczelni, organizuje sekcję żeglarską AZS i zostaje jej kierownikiem. Popularny i skutecznie działający Felek pozostał szefem także po przejściu Sekcji do Akademickiego Związku Morskiego. Za jego czasów zorganizowano przystań na Gocławiu, z poniemieckich wraków powstały pierwsze jachty, ruszyło szkolenie i pływania.
Po studiach współorganizował inne kluby, w ich ramach działał i żeglował. Wszyscy znali Felka, a dźwięki wykonywanego na okarynie walca Brahmsa były znakomitą jego wizytówką. Od lat melodie grane na tym glinianym (ponoć 160-letnim) instrumencie towarzyszyły otwarciom sezonów w Jacht Klubie AZS i żegnały odchodzących na zawsze kolegów. 30 stycznia Cmentarz Centralny nie usłyszał okaryny i - pewnie - nigdy już jej nie usłyszy. Żal Człowieka i ginącej wraz z Nim cząstki kolorytu szczecińskiego żeglarstwa.
Andrzej Nykiel
Witold Pajewski
Jerzy Kerner
Zbyszek Hrynkiewicz
Wojtek Iłowiecki
Aleksander Salomon
Członek JK AZS w latach 1950-1960-tych j.st.m. Był modelarzem, wykonywał modele statków dla Stoczni Szczecinskiej, gdzie pracował etatowo. Robił rowniez modele dla Muzeum Morskiego. Miał prywatny jacht mieczowy, P-7-kę, niezwykle pieczołowicie przygotowaną. Toczył boje regatowe głównie z Januszem Kędzierskim, również posiadaczem P-7-ki. W Klubie Olek pływał regatowo na Słonkach. Jego łódka odznaczała się starannym przygotowaniem i wieloma domorosłymi “patentami” (które nie zawsze działały). Po 1968 r wyjechał z Polski. Po okresie tułaczki osiadł w Nowym Yorku, gdzie był członkiem Polskiego Klubu Żeglarskiego. Przy różnych okazjach spotykał sie tam z Ludomirem Mączką. W roku 1991 przypłynął jachtem (na odcinku Anglia-Polska) do Gdyni i Szczecina z okazji Zlotu Jachtów Polonijnych. Zmarł rok czy dwa lata później.
From: Victor
To: w.jacobson
Cc: JGB ; norbert_z ; Maciej Wydrowski
Sent: Friday, October 27, 2006 7:38 AM
Subject: Re: Ci co odeszli…O Olku moge wspomniec za pomoca uwag Ludka ktory mnie w ubieglym roku wiele razy mowil o nim a sam Olka znalem bardzo dobrze.
Olek, ktorego spotkalem chyba to byl rok 1959 na Walach Chrobrego na zakonczenie regat o Puchar Zatoki Pomorskej plynal na Slonce z Mackiem Wydrowskim i wygrali wtedy Puchar w swojej klasie. Jego jacht wygladal nieskazitelnie: super czysty, wszystko sie blyszczalo, klar byl na 150% zawsze. Jak okreslil Bolek Lach to Olek byl “patenciarzem”, szczeguly jachtu jak okucia byly wypracowane do perfekcji i mialy znamiono klasy swiatowej. Olek, sam byl modelarzem okretowym zatrudnionym w Stoczni Szczecinskej.
Byl on jednym z niewielu na swiecie w swojej klasie uznanym przez anglikow i amerykanow i dzieki jego pracy wiele projektow stoczni polskich uzyskalo miano leaderow na swiecie. Miedzy innymi to on pracowal juz w latach 60-tych nad projektem “Queen Mary II” gdzie polskie stocznie wykonaly czesc dziobowa tego statku dla Cunard’a na poczatku lat 2000.
Pozniej, wraz z Mackiem Wydrowskim plywalismy na Olka Slonce i Olka “patenty” ciagle nawalaly. W pewnym momencie na Zalewie Szczecinskim (w czasie regat) “wyladowalismy” na pokladzie Swatewida na wskutek naglego ostrzenia Slonki do wiatru w porywach wiatru.
Nie mniej Olka ludka byla “immaculate” pod kazdym wzgledem.
Jak mnie relacjonowal Ludek w ubieglym roku, to w trakcie egzaminu na Sternika Morskiego Olek mial “zgryz” z Ludkiem. Ludek jak on sam to okreslil “wyglupil sie” w czasie egzaminu praktycznego zadajac Olkowi sytuacje bez wyjscia. Na to Olek wydal komende “Zagle w dul, rzucic kotwice”. Jak pozniej Ludek okreslil to, ze to byla najbardziej sensowna decyzja Olka. Olek zdal egzamin.
W 1968 roku Olek zostal zmuszony opuscic Polske przez wladze komunistyczne na wskutek swojege semickiego pochodzenia.
Po wielu latach tulaczki “wyladowal” w polskim Chicago i “zakotwiczyl” przy polskim jacht klubie. Pomimo bardzo powaznego stanu zdrowia (rak pecherza i prostaty) uczeszczal na spotkania klubu z workiem drenazowym przyczepinym na pasku i nie stronil od plywania na jachtach!. Nie ulegal represji wlasnego zdrowia i robil co naprawde kochal.
Victor
Jerzy Janiszewski
Do Szczecina przyjechał po maturze. W latach 1952 - 1956 studiował na Wydziale Budownictwa Politechniki Szczecińskiej. Ukończył studia w roku 1956 uzyskując stopień magistra inżyniera. Przez długie lata pracował w Biurze Projektów Budownictwa Morskiego w Szczecinie na pl. Batorego. Żeglarstwem zainteresował się w trakcie studiów. Członkiem Jacht Klubu AZS w Szczecinie został od początku roku.1953 r. Aktywnie uczestniczył w pracach i życiu klubowym, był powszechnie lubiany. Uzyskane stopnie żeglarskie: - st.jachtowy (1955), j.sternik morski (1959), kapitan jachtowy (1965), kpt.j.ż.w. (1965). Posiadał też kwalifikacje instruktora żeglarstwa (1957); sędziego kl. I (1957)
Kazimierz Chmielewski
Józef Ireneusz Kurzawa
Zdzisław Michalski
Jerzy Kraszewski
Jan Szeliwiak
Przez wiele lat był niepowtarzalnym bosmanem w Klubie, a jak dobrze pamiętam to chyba tak długo jak stała “barka” (w niej były boksy, magazyn, żaglownia, świetlica i bosmanka). Potem czas zrobił swoje i niewiadomo kiedy Szeliwiak zniknął. Może gdzieś są stare fotografie a na nich w tle ten zapomniany człowiek.
(foto z arch. M. Józewicza)
Andrzej Zamojski
PCWM (Państwowe Centrum Wyszkolenia Morskiego) Gdynia. Szkoła Morska wydz. nawigacji - Szczecin - dyplom bez prawa pływania (powód - wróg klasy robotniczej) Politechnika Szczecińska wydz. elektroautomatyki przemysłowej W JK AZS od 1954 r. Patent nr 643/70 Jachtowego Kapitana Żeglugi Bałtyckiej
- 1958 przywrócono prawo pływania.
- 1958 - 1965 I elektryk na: s/s Opole, s/s Katowice, m/s Ina, m/s Stoczniowiec
- 1965 - 1969 Stocznia Castellamare, Triest Włochy: nadzór techniczny nad budową statków
- 1969 - 1973 I elektryk na: m/s Tarnów, m/s Nowy Sącz, m/s Wrocław II, m/s Politechnika Gdańska.
- 1973 - 1975 nadzór techniczny w stoczni Travemuende
- 1975 - 1976 specjalista do spr. automatyki na tankowcach
- 1976 - 1977 I elektryk na: m/t Czantoria, m/t Zawrat
- 1978 - 1980 na statkach obcych bander
Wiktoria Wierzbowska
Kazimierz Haska
Kapitan Haska był członkiem AZS od końca 1951 roku. Postać to znacząca dla historii Jacht Klubu AZS, tak jak Feliks Wodzyński założyciel szczecińskiego oddziału AZM, czy kpt. Ziemowit Ostrowski. Zdobył dla AZS-u wiele nagród, z wicemistrzostwem Polski włącznie.
W listopadzie 1956 roku, kapitan Haska został wybrany Prezesem-seniorem sekcji żeglarskiej AZS. Zajął się przygotowaniami do przekształcenia sekcji w klub, stał na czele komitetu założycielskiego. Współtworzył od grudnia 1956 roku Jacht Klub AZS, był jego pierwszym prezesem. W 1958 roku otrzymał “Honorowe członkowstwo JK AZS
Tomasz Stachowicz
“Guma” (starszy) w Klubie od 1951 ukończył Wydz. Chemiczny PS.. Pracował w Papierni na Skolwinie. Przyjaźnił się z Przemkiem Golbą - lek chirurgiem - lotnikiem, szybownikiem. Przemek też się otarł o nasz AZS-owy klub, pływał na jachtach. W tym samym roku kiedy zmarł Tomek (choroba nowotworowa), Przemek zginął śmiercią pilota w czasie zawodów lotniczych.
Pamiętam - miałem wtedy klubowego Finna (Smyk) i trenowałem na Małym Dąbskim. Nagle huknał na mnie jakiś “głos z nieba” - “Cześć Wojtek” . To był Przemek Golba na szybowcu tuż nademną.